BOB BATCHELOR • „STAN LEE. CZŁOWIEK-MARVEL”


Komiksy cieszą się niesłabnącą popularnością już od wielu lat. Spider-Man lub Hulk — wszyscy dobrze ich znamy. Za tak fantastycznymi bohaterami stoi ten sam mężczyzna. Mężczyzna długo pracujący na własną nieśmiertelność…

Szczera, prawdziwa i niezwykle absorbująca opowieść o człowieku, który chciał napisać Wielką Amerykańską Powieść, a zrobił coś o wiele większego: zmienił amerykańską kulturę przez stworzenie nowych światów i bohaterów.

Bob Batchelor opisuje jedną z najciekawszych postaci świata komiksu, ojca najbardziej popularnych rysunkowych bohaterów — Stana Lee, którego życie było równie niezwykłe, jak historie przez niego wymyślone. Stan Lee, dzięki ogromnym staraniom i niezwykłemu talentowi, już jako nastolatek został redaktorem Marvel Comics. To tam powstała Fantastyczna Czwórka, Spider-Man, Hulk, Iron Man, X-Men czy Avengersi — najsłynniejsze postaci komiksowego świata, którymi fascynują się kolejne pokolenia czytelników. Na podstawie ich przygód wciąż powstają adaptacje filmowe, a ich wizerunki przejawiają się w popkulturze na całym świecie.

»Stan Lee: Człowiek-Marvel« to nie tylko historia życia kultowego wizjonera, ale także analiza jego najważniejszych dzieł oraz wartości komiksów i istnienia superbohaterów dla kultury XX i XXI wieku.

____________________

Polska premiera książki autorstwa Boba Batchelora okazała się być trafiona w punkt. Zaplanowana o wiele wcześniej, ale wówczas trudno było przewidzieć, że zaledwie dwa dni przed ukazaniem się publikacji Stan Lee umrze. Przyjęłam tę wiadomość z ogromnym smutkiem, jednocześnie ciesząc się, iż tak bogaty życiorys został przez kogoś spisany. Ot, osłoda w chwili zadumy. Gdy tylko sięgnęłam po swój świeży egzemplarz, to trzymało się mnie przeczucie — wierzyłam w dobry czas spędzony nad lekturą. Nie pomyliłam się. To filmowa historia, traktująca o sile marzeń, nieprzewidywalnych kolejach losu, choć te słowa brzmią banalnie. Lee zawsze kojarzył mi się z sympatycznym staruszkiem, będącym żyjącą ikoną. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę z tego, jak poplątana była jego droga, ile energii wkładał w pracę, która przecież pojawiła się przypadkiem — Stanley Martin Lieber chciał być po prostu pisarzem.

Konsumenci zainteresowali się nowymi formami kultury dokładnie wtedy, kiedy mieli więcej pieniędzy do wydania i dodatkowy czas wolny, który zyskali dzięki technicznemu postępowi dokonanemu podczas wojny oraz dzięki kwitnącej powojennej gospodarce. Stany Zjednoczone osiągnęły status prawdziwego supermocarstwa, a wynikającą z tego korzyścią było uformowanie się dobrze prosperujących klas: średniej i średniej wyższej. Lecz Lee musiał jakoś pogodzić codzienne radości z rzucanymi mu spode łba spojrzeniami, którymi raczyli go ludzie, kiedy dowiedzieli się, jak zarabia na życie. Krytykanci nie znali przeszłości Lee i nie mieli pojęcia, jak poważnie traktował swoją pracę, bo zapewniała mu stały dochód.

Przyznaję, że moja wiedza o komiksach jest dość powierzchowna. Znam najsłynniejszych bohaterów, widziałam kilka filmów, lecz daleko mi do miana człowieka konkretnie obeznanego. Wydaje mi się, iż książka Batchelora bardzo zaciekawi osoby podobne do mnie. Takie pragnące zebrać lepsze informacje, poukładać sobie je wszystkie w głowie. Doskonale rozumiem — fani twórczości Stana Lee mogą być trochę rozczarowani, bowiem w publikacji natrafiamy na rozwlekanie wątków, powroty do tych już raz opisywanych, a niektóre sytuacje zostały ledwo „muśnięte”. Niemniej jednak, ja się nie nudziłam, gdyż autor posiada lekkie pióro, potrafi wzbudzać zainteresowanie, mimo paru minusów, pojawiających się tu i ówdzie.

Z każdej strony bije przekonanie, że Bob Batchelor autentycznie jest miłośnikiem twórczości Lee, dlatego możemy uznać, iż tę książkę napisano z perspektywy prawdziwego fana. Zgrabnie wybielono ciemniejsze plamy na życiorysie, chociaż w pewnych kwestiach bez problemu da się wyrobić własne zdanie. Całość okraszono wieloma ciekawostkami oraz fotografiami, a te ostatnie — uwielbiam! Osobiście, wyraźnie widzę, iż Stanley Lieber był człowiekiem z krwi i kości, popełniał błędy, uczył się na nich. Łatwo go polubić, zwłaszcza dzięki jego poczuciu humoru, bezpośredniości, otwartości. Fantastyczna postać.


W książce, oprócz tytułowego bohatera, występuje też gama ludzi, którzy mieli i mają ogromny wpływ na amerykańską kulturę. Z przyjemnością czytałam fragmenty poświęcone żonie Stana, Joan. Przez cały czas wspierała męża, często podrzucając mu pomysły wykorzystywane potem w twórczości. Śledzimy rozwój komiksu na przestrzeni lat, zmiany społeczne, wzrastającą popularność Marvel Comics. Ciężko sobie wyobrazić, że niegdyś firma była traktowana po macoszemu, walcząc z problemami finansowymi. Sam Lee od dzieciństwa stykał się z biedą, jako syn żydowskich imigrantów z Rumunii. Dlatego pracował na swój sukces, unikając wymówek, mnóstwo razy upadając po to, aby wstać mocniejszym. Inspirujące? Owszem.

Świąteczne zakupy nadal są przed Wami? Wobec tego, rekomenduję udanie się do najbliższej księgarni, jeśli macie wokół siebie fanów Marvel Comics. Ponad trzysta stron wypełnionych elektryzującą osobowością Stana Lee, człowieka, który z superbohaterów stworzył ludzi. Za to najbardziej go cenię — sprawił, że łatwo można utożsamić się z jego postaciami, co dawało nadzieję wielu dzieciakom, nastolatkom i dorosłym, borykającymi się z własnymi kłopotami. Dobra biografia, świetna do poczytania w ciągu nadchodzących wolnych dni.

Stan Lee rozumiał jedną rzecz lepiej niż ktokolwiek inny związany z Marvelem — poczynając od jego szefa Martina Goodmana i zarządzających firmą dyrektorach z Cadence, a na nowo przyjętych zastępcach redaktora i liternikach na zlecenie kończąc — mianowicie: jeśli wydawnictwo będzie miało swojego rzecznika, dysponującego opowieściami o takim rozmachu, jak superbohaterowie Marvela, osoba ta stanie się tak samo istotna, jak jej dzieła. Bez różnicy, kto je rysował, to przez lata Lee decydował o tym, co powie Spider-Man, Thor i inni. Jego głos był głosem Marvel Comics. Kiedy dziennikarze zaczęli kręcić się przy wydawnictwie, chcąc przekonać się, o co cały ten szum, Lee dostrzegł dla siebie szansę. Przedstawiciele prasy, spodziewając się kogoś młodszego, mogli się zdziwić, lecz nie było wątpliwości, ze ten entuzjastyczny, zabawny i rzucający na zawołanie cytatami człowiek odcisnął piętno na kulturze młodzieżowej.


AUTOR • BOB BATCHELOR
TYTUŁ • „STAN LEE. CZŁOWIEK-MARVEL”
LICZBA STRON • 368
WYDAWNICTWO • SQN
ISBN • 978-83-8129-225-2

EGZEMPLARZ RECENZYJNY UDOSTĘPNIŁO WYDAWNICTWO SQN — DZIĘKUJĘ!


CHCECIE PRZECZYTAĆ INNE OPINIE DOTYCZĄCE KSIĄŻKI?

4 komentarze:

  1. Widziałam tę książkę, ale jej nie czytałam. Mam jednak wielką ochotę to nadrobić.

    Pozdrawiam!
    recenzje-zwyklej-czytelniczki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. O książce nie słyszałam, ale Twoja opinia zachęca do przeczytania.
    Serdecznie pozdrawiam.
    www.nacpana-ksiazkami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń