Wybierzmy się w podróż do pięknego i kolorowego miejsca, które nęci mnóstwem atrakcji — aż trudno stamtąd wrócić. Taka wycieczka może okazać się też pożyteczna, gdy wyjawi sporo tajemnic, ale również doda kilka nowych, czekających na odkrycie…
Opowieść o przyjaźni między bezczasową damą i nieśmiałą dziewczynką. O życiu, miłości i marzeniach. A także o tym, że to, co zbyt piękne, żeby było prawdziwe, czasem okazuje się najprawdziwszą prawdą!
Już wiosna! W Alei Minionych Czasów krzaki róż puszczają pierwsze błyszczące listeczki, lecz Mademoiselle Oiseau jest melancholijna i przygnębiona… Czyżby nie lubiła wiosny? A może dość ma już kotów, ptaków, latających dywanów i naszyjników z pereł? Czy nowa wyprawa w towarzystwie Isabelli przywróci jej dobry nastrój i natchnie do nowych, zwariowanych pomysłów?
Ponad dachami Paryża leży Srebrna Kraina, Argentynia. Jest daleko i całkiem blisko. Łatwo do niej dotrzeć lecz trudno znaleźć drogę powrotną. To miejsce, w którym spełniają się marzenia, śnią się najdziwniejsze sny i dzieją się rzeczy zupełnie magiczne. Pośród porcelanowych skarbów, wielobarwnych motyli oraz ekscentrycznych mieszkańców tej osobliwej krainy ożywają stare wspomnienia, rozwiązują się tajemnice i wszystko w zaskakujący sposób łączy się ze sobą… Może to więc nie przypadek, że szalona, cudowna Mademoiselle Oiseau i dziewięcioletnia Isabella stały się najlepszymi przyjaciółkami?
____________________
Natura budzi się do życia, pogoda skutecznie poprawia nastrój, a do tego nadeszła premiera trzeciej części serii o przygodach Juliette Oiseau i Isabelli. Przyznam, niecierpliwie czekałam na tę pozycję, bo, nie ukrywajmy, dwa poprzednie tomy dosłownie zachwycają. Andrea i Lovisa sprawiły, że wracam do lat dziecięcych, przenoszę w cudowny świat, który nie jest wyłącznie kolorowy i piękny, lecz również mądry. Jednak muszę wyznać, gdy dowiedziałam się o planach wydania „Mademoiselle Oiseau w Argentynii”, to mieszała się we mnie radość ze strachem. Skąd tak sprzeczne uczucia? Z doświadczenia. Często bywało, iż autorzy po jakimś czasie zaczynali obniżać poprzeczkę, zapędzać czytelnika w dziwne rejony. Na szczęście, teraz obyło się bez podobnych kłopotów i mogłam spokojnie delektować się lekturą. Lekturą ciągle zachęcającą do ponownego po nią sięgnięcia, szczególnie, kiedy nadchodzi wieczór…
Ścieżka we śnie jest bardziej wyboista niż w rzeczywistości. Isabella idzie między morzem i lasem, po igłach i piasku, przez gruzłowate korzenie sosen, które wystają z ziemi. Woda brzmi tak, jak Isabella to pamięta. Drobne fale powoli suną po kamieniach, by znienacka się wycofać. Jak gdyby zawsze w połowie drogi zmieniały zdanie. Sosny się temu przyglądają. Nieruchome, póki wiatr nie przewieje ich iglastych sukienek, aż muszą się zatrząść, tak lękliwie, jak to sosny Babci… Frrr, frrr, frrr… Potem przez kilka sekund panuje cisza i wszystko zaczyna się od nowa. Właśnie zeskoczyła z przyczepy samochodu. Przez całą noc tam leżała na psim materacu Babci, tym w szare pasy, pogryzionym. I choć Babcia jechała szybko, a droga była kręta i pełna dziur, spała niemal przez cały czas. Tylko raz obudziła się w ciemności.
Zapewne moją recenzję czytają też osoby, które wcześniej nie miały styczności z tymi książkami. Dlatego muszę podkreślić, iż ogromne wrażenie robią ilustracje stworzone przez niesamowitą Lovisę Burfitt. Całość, za każdym razem, jest wprost przepięknie wydana. Duży format, wielkie rysunki, ujmujące bardzo charakterystyczną kreską. Chętnie powiesiłabym w domu tego typu grafikę — już po samej okładce można się zakochać. Wiem, wygląd to nie wszystko, o czym często wspominam. Bazą, a równocześnie dopełnieniem, są inteligentne spostrzeżenia płynące z kart publikacji. Juliette Oiseau zachwyca bystrością umysłu, połączoną z lekkim marzycielstwem. Chwilami żałuję, że tak urocza postać istnieje jedynie w literaturze, aż chciałoby się ją spotkać.
Patrząc mocno powierzchownie, może wydawać się, iż ta seria wypada płytko: ubranka, kotki, francuskie przysmaki. Nic bardziej mylnego! Kontynuuję wypowiedź z poprzedniego akapitu, ponieważ mamy do czynienia z ważną kwestią. Szczególnie w ostatniej części pojawia się wiele interesujących wątków, tajemniczych, również z morałem. Jakim? Tego dowiecie się już osobiście, ale zapewniam — warto przeczytać, albo z dzieckiem, albo samemu. Wspaniałe przygody nie mają limitu, gdy chodzi o wiek. Zwłaszcza opowieści mogące nas sporo nauczyć, a Andrea lubi w swych książkach nawiązywać do sztuki, historii.
Na przestrzeni kolejnych tomów obserwujemy dojrzewanie Isabelli. Początkowo szara, przeciętna w swoich oczach dziewczynka rozkwita, na co ma wpływ nie tylko jej magiczna przyjaciółka. Ona po prostu pomaga dziewczynce ujrzeć własne piękno, wewnętrzne oraz zewnętrzne. Byłoby wspaniale, gdyby każda dorastająca osóbka miała obok siebie kogoś, kto w nią wierzy, wspiera, równocześnie nie poganiając, zachowując w sobie resztki dziecięctwa. Poza tym, znowu nawrócę do tego, że seria o Juliette Oiseau jest odpowiednia dla wszystkich. Opisy Argentynii (nie mylić z Argentyną!) sprawiają, że automatycznie zaczynamy marzyć o oryginalnych miejscach, odskoczni od rzeczywistości. Autorki skutecznie przenoszą nas w stworzony przez nie świat, wypełniony cudownością.
Czy macie ochotę wybrać się w fascynującą podróż, gdzie nic nie jest oczywiste? Zatem koniecznie musicie sięgnąć nie tylko po „Mademoiselle Oiseau w Argentynii”, lecz też po tom pierwszy oraz drugi, o ile lektura jeszcze przed Wami. Gwarantuję zachwyt, jeśli, tak jak ja, przepadacie za opowieściami uroczymi, a przy tym sensownymi, przemyślanymi. Zbliża się Wielkanoc, a książki zawsze są dobrym wyborem, kiedy chodzi o prezenty. Proszę wziąć pod uwagę moją propozycję, podarować świetną literaturę i komuś, i sobie.
Isabella natychmiast dostrzega żółtego motyla. Wisi na samym środku ściany, wśród natłoku liliowych, błękitnych, zielonych, pomarańczowych i czarnych motyli oprawionych w ramki. Niektóre stanowią osobny obrazek, inne siedzą parami. Cytrynek jest samotny w swojej cienkiej ramce z jasnego drewna. To taka sama ramka, jaką miał żółty motyl u Babci, przypomina sobie Isabella. Ten, który był w skrzyni. Na kilka chwil wraca myślą na werandę. Podnosi ostatnią ciężką doniczkę pelargonii. Szorstki liść muska jej ramię. Wkłada klucz do zamka, tylko do połowy, jak należy, ujmuje dwoma palcami i leciutko unosi go do góry, zanim wykona obrót. Powoli otwiera wieko skrzyni. Na samej górze leży cytrynek. Szkło nie ma żadnej rysy, motyl jest tak samo piękny, jak gdy go zostawiała zeszłego lata.
AUTORKI • ANDREA DE LA BARRE DE NANTEUIL, LOVISA BURFITT
TYTUŁ • „MADEMOISELLE OISEAU W ARGENTYNII”
LICZBA STRON • 144
WYDAWNICTWO • LITERACKIE
ISBN • 978-83-08-06844-1
EGZEMPLARZ RECENZYJNY UDOSTĘPNIŁO WYDAWNICTWO LITERACKIE — DZIĘKUJĘ!
CHCECIE PRZECZYTAĆ INNE OPINIE DOTYCZĄCE KSIĄŻKI?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz