Miłość potrafi przetrwać długie lata, ukryta gdzieś głęboko. Wystarczy jeden bodziec, aby wyszła na światło dzienne i przewróciła dotychczasowe życie do góry nogami. Czy warto z nią walczyć, choć bywa toksyczną emocją pomiędzy obsesją a przywiązaniem?
Fiona Palmer od dłuższego czasu idzie całkiem poukładaną drogą. Podobno szczęśliwa mężatka, choć uczucie między nią i Davidem dogasa. Niestety, nie zdążyła spełnić marzenia o zostaniu poczytną pisarką. Pewnego wieczoru spotyka Henry’ego Morgana, swojego dawnego nauczyciela. Ze zdwojoną siłą powracają stare doświadczenia, a Fiona z nostalgią wspomina ich romans. Romans wówczas prawie czterdziestoletniego mężczyzny i nastolatki. Kobieta porzuca męża, aby znów dać się uwieść Henry’emu. Jakie tajemnice ich łączą? Palmer musi stawić czoła oskarżeniom rzucanym pod adresem Morgana przez inną uczennicę i dokonać wyboru — wobec kogo ma stać się lojalna?
Po okładce i opisie spodziewałam się czegoś w rodzaju mocnego thrillera. Nie zawsze mam chęć na takie książki, ale postanowiłam dać szansę debiutującej Joannie Bardnard. Relacja nauczyciel-dziewczynka nie jest specjalnie oryginalnym tematem w literaturze, co jakiś czas się przewija, znajdując miejsce także w „klasykach”. Barnard doskonale zdała sobie z tego sprawę, więc skupiła się na warsztacie i przedstawieniu historii w pomysłowy sposób. Bardzo lubię powieści, które są stworzone z dbałością o piękno wypowiedzi, a szczególnie, jeśli znajdują się w nich nawiązania do dzieł innych autorów. Z przyjemnością odkryłam, że w kilku scenach trafiamy na słówko o „Lolicie” Nabokova. To trochę oczko puszczone do czytelnika, bo łatwo domyśleć się powiązań między obiema książkami. Wciągająca treść, pokazująca, iż pierwsze zakochania mogą mieć realny wpływ na przyszłość. Trudna i kontrowersyjna sytuacja, skłaniająca do przemyśleń.
Całowanie wymaga wysiłku, cierpliwości, zmysłowości. Seks może być mechaniczny, całowanie nie. To nieprecyzyjna sztuka, seks natomiast nauczyłam się przestrzegać jako zimną biologię. Długo mnie całujesz. Jesteś znajomy, a równocześnie nieznajomy. Masz na sobie więcej włosów niż on, niż miałeś wtedy, miejscami są siwe. Zafascynowana przesuwam po nich palcami od Twojego obojczyka do brzucha.
Myślę, że „Za wcześnie” zbierze mieszane recenzje. Jedni będą zachwyceni, inni zniesmaczeni. To na pewno nie jest pozycja dla osób, które oczekują wartkiej akcji na każdej stronie. Wiele miejsca poświęcono przeżyciom wewnętrznym bohaterki lubiącej retrospekcje i analizowanie nawet najdrobniejszych kwestii. Ja poczułam z nią jakąś więź, usprawiedliwiać pewne zachowania. Ale dobrze wiem, iż niektórych będzie irytować. To typ kobiety zamroczonej uczuciem, które w jakimś sensie ją wychowało. Smutna w małżeństwie ze spokojnym i statecznym Davidem, rzuca się w ramiona niepokornego Morgana posiadającego artystyczną duszę. Niestety, w tym przypadku z zamiłowaniem do literatury nie idzie w parze empatia.
Fiona prawdopodobnie nie takiej lekcji się spodziewała, gdy pierwszy raz trafiła do swojej szkoły. Można uznać, że stała się ofiarą syndromu sztokholmskiego, bo trudno uznać, iż Henry to pozytywna postać. Dużo mówię i myślę o tej powieści, bo jasno pokazała — nie zawsze można w pełni uchronić dziecko przed zagrożeniami. Są tym gorsze, gdy pojawiają się ze strony człowieka mającego dbać o bezpieczeństwo. Zakończenie mnie zaskoczyło, więc w pełni uznaję, że całość wypadła naprawdę dobrze. Płynęła stonowanym rytmem, aby w końcu uderzyć dość porażającym rozwiązaniem.
Sposób narracji przypadł mi do gustu. Fiona zwraca się bezpośrednio do Henry’ego, jakby pisała do niego wyjątkowo długi list. To pomaga głębiej wniknąć w jej myśli. Takie historie zdarzają się naprawdę, choć częściej przedstawiane są w formie skandalu, nie tragedii. Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów, ale sądzę, że dużo osób będzie poruszonych, niektórzy może nawet utożsamią się z główną bohaterką. Cichym dodatkiem jest postać Dave’a, któremu kibicowałam przez większość stron. Jak widać, przywiązałam się do tych ludzi i sporo wyniosłam z lektury, co mnie bardzo cieszy. Już teraz, w sierpniu, „Za wcześnie” trafi na listę książek najmocniej zapadających mi w serce w tym roku.
Jeśli macie chęć na sporo emocjonalności, to debiut Joanny Barnard jest idealną propozycją. Świetnie napisana, długie fragmenty same w sobie są cytatami wartymi zapamiętania. Światełko wśród innych pozycji w podobnym klimacie.
Chwilą, kiedy z Dave’em z procesu zakochiwania się w sobie przeszliśmy do etapu miłości, była pierwsza wizyta u mojej rodziny. Dotarliśmy do punktu w którym ludzie sobie uświadamiają, że nawet z monotonią wystawiania koszy na śmieci i plewienia ogródka życie razem jest bardziej niż do zniesienia. Życie razem może nawet być dobre. Jak się okazało, tylko tygodnie dzieliły nas od propozycji małżeństwa, musiał więc myśleć tak samo, a moja rodzina jakimś cudem go nie zniechęciła.
AUTOR • JOANNA BARNARD
To jest książka, której potrzebuje. Potrzebuje emocji. Czegoś nietuzinkowego. Może spełni moje wymagania. Zapamiętam ją sobie. ;)
OdpowiedzUsuńBardzo emocjonalna! Chyba będę często do niej wracać.
Usuńuwielbiam książki, które zostawiają po sobie ślad w człowieku. A jeszcze jeżeli książka ma w sobie tyle emocji co piszesz to na pewno ją przeczytam. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. ;**
Sama dość mocno utożsamiałam się z bohaterką. Świetna książka. :)
Usuń