LIZZIE ENFIELD • „DAWKA ŻYCIA”


Nasze decyzje mają realny wpływ na dalsze życie, często osób postronnych. Chwilami pochopnie obieramy drogę, nie myśląc o konsekwencjach, a te potrafią zniszczyć wszystko to, co kochamy. Czy skrzywdzeni mogą wybaczyć, choć nie są w stanie zapomnieć doznanych tragedii? Czy da się cokolwiek naprawić?

Isobel ma krytyczne podejście do tematu szczepionek. Postanawia, że nigdy nie zrobi krzywdy swoim dzieciom, obawiając się powikłań, słysząc dużo o poszczepiennych przypadkach autyzmu. Nie spodziewa się, iż jej wybór w tak dramatyczny sposób zmieni czyjąś egzystencję. Kobieta wraz z mężem przyjaźnią się z drugą parą, Maggie i Benem. Małżeństwo jest zapatrzone w małą Iris. Podczas wakacji spędzanych we Francji, nastoletnia córka Isobel, Gabriella, zaraża dziewczynkę odrą. Niestety, dochodzi do tragedii. Iris traci słuch, a Ben za całą sytuację obwinia przede wszystkim Isobel. Kieruje nim chęć zemsty za tę tragedię, a może chodzi o odwet po latach? Przecież niegdyś był w niej zakochany, lecz w życiu kobiety pojawił się w pewnym momencie jej aktualny mąż, Eric. Równocześnie będący jego najlepszym przyjacielem, od wczesnego dzieciństwa…


Sama nie jestem matką, ale lubię sięgać po książki dotykające wątków ważnych dla rodziców. Wychodzę z założenia, że warto zgłębiać wiedzę, zawsze się przyda. „Dawkę życia” otrzymałam w formie paczki-niespodzianki, co sprawiło mi sporą radość. Dawno nie czytałam takich lektur, zazwyczaj kojarzonych ze słynną Jodi Picoult, za którą przepadam, choć odpoczęłam od jej twórczości. Ta „przerwa” trwa już parę lat, czego żałuję. Z nadzieją spojrzałam na nazwisko Enfield licząc, iż autorka zapełni mi, wspomnianą przed momentem, lukę. Przyznam, pomyliłam się w ocenie, bo podobieństwo do Jodi jest śladowe. Nie rozpatruję tego jako wadę, gdyż cenię pisarzy z charakterystycznym rysem. Enfield jeszcze go wyrabia, lecz już widzę potencjał. Do tej pory napisała trzy powieści, sporo krótkich opowiadań, a w przyszłym roku pojawi się następna publikacja, zatytułowana „Ivy and Abe”.


Narracja biegnie dwutorowo. Historię poznajemy z perspektywy obu stron, Isobel i Bena. To pomaga wczuć się w każdego bohatera, lepiej zrozumieć konkretne decyzje, nie oceniać po pozorach. Trudno pałać sympatią do kipiącego gniewem mężczyzny, ale to zaledwie pierwsze wrażenie. Z kolejnymi kartkami zaczęłam mu naprawdę współczuć. Jego marzenia o zdrowym i szczęśliwym dziecku legły w gruzach. Iris miała prowadzić wspaniałe życie, wolne od zmartwień, chociaż to nierealne wyobrażenie. Ben po prostu kocha swą córkę, chce ją chronić od przeciwności losu. To naturalne pragnienie, a zostało szybko zburzone. Natomiast Isobel musi dźwigać ciężar ogromnego poczucia winy i opuszczenia.

Słyszymy wciąż śpiewającego Vinniego, czemu towarzyszy szum wody, kiedy idzie do toalety. Ze wszystkim się śpieszy. Obudzić się, zeskoczyć na podłogę, pobiec z łomotem z sypialni do łazienki, zrobić siusiu jak gdyby dom był jedną olbrzymią łazienką. Dziś rano jestem jednak zmęczona i sfrustrowana, a chłód Erica sprawia, że wciąż od nowa analizuję sekwencję zdarzeń. A gdybym zrobiła to albo nie zrobiła tamtego? Tę rozmowę toczę sama ze sobą od osiemnastu godzin — bezcelową, bo mleko już się rozlało.

Nie umiem się utożsamić z bohaterami, lecz zdecydowanie mogę pojąć ich zachowania. Główny wątek kręci się wokół choroby Iris, a relacje między postaciami dodają ciekawego tła. Skomplikowane emocje kipią, a czytelnik balansuje pomiędzy dwiema perspektywami. Która jest poprawna? Każda i żadna. Dość niespodziewanie, największą wieź poczułam z Maggie. Trochę czasu spędziłam nad denerwowaniem się na Erica, osobę wyjątkowo mało wspierającą. Finalnie pojęłam, że on też miał ku temu powody. Obie rodziny musiały poradzić sobie z ogromną traumą. W jakikolwiek sposób.

Powieść zachęciła mnie do głębszego przyjrzenia się szczepionkom. Miałam powierzchownie spojrzenie na tę małą „wojnę” toczoną wśród zwolenników i przeciwników. Enfield jasno pokazała swoją opinię, wręcz skrajnie, dlatego wolę znaleźć coś jeszcze z drugiego „obozu”, aby móc porównać spostrzeżenia, a następnie wyrobić własne. Za jedyny minus całości uznaję właśnie to skupienie na przedstawieniu wyłącznie swoich przekonań. A przecież świat nie jest czarno-biały. Lecz rozumiem, iż gdyby mojemu życzeniu stało się zadość, to egzemplarz liczyłby średnio dziewięćset stron. Chętnie przyjrzę się wcześniejszym publikacjom tej autorki, zostały wydane one pięć lat temu. Niestety, na ten moment w wersji angielskiej, ale liczę na tłumaczenia.

„Dawka życia” to książka poruszająca bardzo aktualny temat. Myślę, że najbardziej trafi do rodziców, którzy sami wiele zastanawiają się nad szczepionkami, lubią korzystać z różnych źródeł, szukać informacji nawet w literaturze fikcyjnej. Lizzie Enfield ma rzeczywiście skrystalizowany pogląd, można się z nim zgodzić, można mu zaprzeczyć. Jednak stworzyła powieść frapującą, dobrze poprowadzoną, wartą uwagi.

Isobel instynktownie brała ludzi pod swoje skrzydła. Pod koniec tamtego pierwszego wieczoru w jej pokoju zebrało się chyba z siedem osób czekających, by je nakarmiła. Uznała, że powinniśmy coś zjeść przed wyjściem na dyskotekę dla pierwszego roku. Jakimś cudem między pożegnaniem z ojcem a zjawieniem się w drzwiach mojego pokoju zdążyła rozpakować te wszystkie torby. jej pokój nie przypominał celi. Był naprawdę przytulny. Na ścianach plakaty, na łóżku poduszki, na podłodze pufa do siedzenia, a czarna powierzchnia biurka zastawiona książkami.


AUTOR • LIZZIE ENFIELD
TYTUŁ • „DAWKA ŻYCIA”
LICZBA STRON • 404
WYDAWNICTWO • PRÓSZYŃSKI I S-KA
ISBN • 978-83-8097-215-5

DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU PRÓSZYŃSKI I S-KA ZA UDOSTĘPNIENIE EGZEMPLARZA RECENZYJNEGO.

6 komentarzy:

  1. Jestem przekonana, że moja ukochana Picoult podeszłaby do owego tematu bardziej bezstronnie, a na pewno przedstawiłaby racje obu stron, czego tutaj kompletnie mi zabrakło. Dopóki nie zostałam mamą, a moje dziecko nie zareagowało źle na pierwszą szczepionkę, to nawet nie zastanawiałam się nad tym problemem. Nadal jest to dla mnie kontrowersyjny temat, spędzający mi sen z powiek. Szkoda, iż autorka wyolbrzymiła cały problem i nie dokształciła się bardziej, aby móc nieco lepiej przedstawić wszelkie "za" i "przeciw".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, też brakowało mi bezstronności. To interesująca książka, ale głównie w formie zachęty do pochylenia się nad tematem.

      Usuń
  2. Znam osobę, której książka się może spodobać, więc polecę ją właśnie tej osobie. Czy sama przeczytam, tego nie wiem. Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama uwielbiam, gdy znajomi polecają mi książki. :)

      Usuń
  3. Książka już czeka na spotkanie, temat w niej poruszany jak najbardziej mnie interesuje.
    Bookendorfina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie przeczytałabym więcej powieści o takiej tematyce. Muszę poszukać. :)

      Usuń