Wystarczy chwila, aby cały świat legł w gruzach. Gdy wydaje się, że wszystko traci sens. Są jednak osoby, które nieustannie próbują szukać światełka w tunelu. Zdolne do ogromnych poświęceń, pragną tylko odnaleźć dowód na istnienie szczęścia…
Życie Piotra od początku nie było usłane różami. Syn złodzieja, wnuk prostytutki — czym może w przyszłości zajmować się dziecko z takim rodowodem? Jednak szczęście się do niego uśmiechnęło, gdy nauczył się czytać. Ta umiejętność sprawiła, że chłopak poznał, czym jest marzenie. A było nietypowe, gdyż chciał zobaczyć słonia. Sen się spełnił, i to konkretnie — Piotr zostaje kornakiem. Opiekuje się słoniami z warszawskiego zoo. Zwierzęta są dla niego niczym najlepsi przyjaciele. A wszystko dzięki Janowi Żabińskiemu, dyrektorowi, i jego żonie. Piotr również zakłada rodzinę. Finalnie nadchodzi wojna. Następuje seria tragicznych wydarzeń. W gettcie ludzie przechodzą przez męki. Jan spotyka Adę, pomaga jej uciec z getta. Kobieta jest w zaawansowanej ciąży i prawdopodobnie cierpi na amnezję. Żabiński dają jej schronienie we własnym domu, który znajduje się na terenie zoo. Przybywa tam też Daniel, żydowski lekarz, wcześniej stracił małżonkę i córkę. Czy na zawsze? Co łączy Piotra, Adę i Daniela?
Historia Żabińskich jest mi dobrze znana. W zeszłym roku miałam przyjemność przeczytać wspomnienia Antoniny, niesamowicie mnie zaintrygowały. Pałam do tej pary wielką sympatią i z ciekawością śledzę dotyczące ich nowości książkowe. Tym sposobem trafiłam na najnowszą powieść autorstwa Marii Paszyńskiej. Przyznam, że to moje pierwsze spotkanie z pisarką, więc trudno mi stawiać jakiekolwiek wymagania. Do lektury podeszłam bez wygórowanych oczekiwań, za to z dużą dozą zainteresowania. Słyszałam sporo komplementów pod adresem twórczości Paszyńskiej, jednak było nam nie po drodze. Na cały tydzień przepadłam w „Willi pod Zwariowaną Gwiazdą”, ciągle odwlekając moment pożegnania. Ostatnie strony skończyłam z ogromnym smutkiem, ale też jakąś ulgą. Autorka naprawdę przypadła mi do gustu, choćbym chciała, to nie mam się do czego doczepić. Pozycja, o której pragnie się mówić bliskim, podzielić się z nimi spostrzeżeniami.
Wielu z nas jest wzrokowcami. Okładka prezentuje się bardzo ładnie, przypomina mi plakat filmowy. Za plus uznaję dość dużą czcionkę. Dzięki temu egzemplarz doskonale nada się na prezent dla babci lub starszej cioci, oczy się nie męczą. Poręczny, można czytać dosłownie wszędzie, choć osobiście rekomenduję koc, kubek herbaty i przyjemną atmosferę, która troszkę zniweluje płynącą z książki tragedię. Przeplataną humorem oraz promykami nadziei. Ta wielowątkowość tworzy piękną mozaikę sprawiającą, że w trakcie lektury nie sposób nawet pomyśleć o nudzie. Zwłaszcza, iż całość napisano ślicznym językiem, niezbyt teatralnym, co czasem się zdarza w przypadku powieści tego typu.
Nie chciał tak wegetować, zawieszony pomiędzy życiem i śmiercią. Gdy był sam, umieranie jakoś nigdy go nie przerażało. Ciekawiło go raczej, jak to będzie tam, po drugiej stronie. Piotr często wyobrażał sobie moment śmierci jako tęczę, która roztacza swe majestatyczne, kolorowe wstęgi nad światem, lecz nim minie chwila krótsza niż mrugnięcie powiek — znika, rozpływa się. Nie ma jej i jest tak, jakby nigdy jej nie było. Piotr czuł, że tak będzie i z nim.
Maria Paszyńska świetnie odmalowała tło historyczne. Wierzę, że włożyła mnóstwo pracy, aby umiejętnie połączyć fikcyjną fabułę z faktami. To musiało kosztować ją wiele wysiłku, co szczególnie zauważą osoby, które już wcześniej interesowały się małżeństwem Żabińskich. Spodobało mi się to przedstawienie „świata w świecie”. W Warszawie działy się niewyobrażalne rzeczy, jednak Antonina z Janem starali się, by w ich domu istniała chociaż namiastka normalności, mimo piekła, ono działo się tuż obok. Tak było w rzeczywistości, a Paszyńska ukazała to za pomocą Piotra, Ady i Daniela.
Główni bohaterowie są niezwykle realistyczni. Wpasowują się w otoczenie Żabińskich. W książce nie znajdziemy przesłodzonych miłostek, wydumanych wyznań. Autorka pokazała uczucia szczere, momentami okrutnie trudne. Z ogromnym zaciekawieniem śledziłam losy każdej postaci, razem z nimi śmiejąc się, płacząc. Moim ulubieńcem od samego początku został Piotr. Jego pasja, zawzięcie i honor — mieszanka cech, które zwyczajnie lubię. Nie chcę zdradzać zakończenia, lecz gwarantuję, że zaskakuje. I to ono jest, w mojej opinii, największym atutem. Znakomicie skonstruowane, zrobiło na mnie duże wrażenie. Z wielką radością sięgnę po inne publikacje Marii Paszyńskiej, czuję się ku temu dostatecznie zachęcona. Oby były równie dobre!
„Willa pod Zwariowaną Gwiazdą” to pozycja, która żadnego czytelnika nie uczyni obojętnym. Emocje wręcz kipią z każdej strony, a myśli galopują jeszcze długo po skończeniu lektury. Jeśli macie ochotę na zetknięcie z historią na wskroś wzruszającą, to z tej będziecie naprawdę zadowoleni. Radzę zaopatrzyć się w paczkę chusteczek, bo podejrzewam, że sporo łez zostanie uronionych…
Na pierwszym miejscu był zawsze on, nikt inny. Dopiero z perspektywy czasu dostrzegał, jak niewiele potrzeb miała Marynka, jak bardzo niewymagającą i szczodrą żonę otrzymał w darze od losu. Nigdy nie powiedział jej, że ją kocha. Nigdy nie poczuł potrzeby wypowiedzenia tych dwóch słów, ale ona zdawała się wcale tego nie pragnąć. Założyła, że Piotr ją kocha, i to jej wystarczało. Proste, oddane serce Marynki nie potrzebowało deklaracji, wzniosłych słów, poetyckich zapewnień o dozgonnym uczuciu.
AUTOR • MARIA PASZYŃSKA
TYTUŁ • „WILLA POD ZWARIOWANĄ GWIAZDĄ”
LICZBA STRON • 368
WYDAWNICTWO • PASCAL
ISBN • 978-83-8103-158-5
DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU PASCAL ZA UDOSTĘPNIENIE EGZEMPLARZA RECENZYJNEGO!
CHCECIE PRZECZYTAĆ RECENZJĘ RAZ JESZCZE?
Jestem ciekawa tej książki.
OdpowiedzUsuńPowinna Ci się spodobać. :)
UsuńMam wrażenie, że ten tytuł całkowicie zdobyłby moje serce, bardzo chciałabym go poznać :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie trzeba przeczytać tę książkę! :)
Usuń