MICHAŁ ŚMIELAK • „ZNACHOR”


Czy można oddać sprawiedliwość w ręce jednej osoby? Czy krzywdę można naprawić zbrodnią?

Na terenie całego kraju w tajemniczych okolicznościach umierają uzdrowiciele, znachorzy i cudotwórcy. Czy to okrutny morderca obrał ich sobie za cel, czy — jak twierdzi policja — to seria niefortunnych zbiegów okoliczności?

Zabójca podobno wyszukuje ofiary tylko spośród znanych uzdrowicieli i rozprawia się z nimi za pomocą metod z czasów polowań na czarownice. Jeśli nikt mu nie przeszkodzi, w Polsce zapłoną stosy.

Krzysiek ma dwadzieścia lat i diagnozę dającą mu sześć miesięcy życia. Chwytając się ostatniej deski ratunku, trafia na terapię do Jakuba, tajemniczego uzdrowiciela. Wspólnie z prowincjonalnym policjantem będą musieli stawić czoło mordercy.

Rozpoczyna się wyścig z czasem i śmiercią. Wyścig, w którym każdy oszukuje.

____________________

Ostatnie lata to istne zatrzęsienie kryminałów, również na naszym rodzimym rynku wydawniczym. Oczywiście, niema w tym, gdyż książka, która trzyma w napięciu potrafi dostarczyć sporo emocji! Jednak musimy przyznać, że ciężko jest wymyślić oryginalną fabułę, wprowadzić innowację. Chyba napisano już wszystko, prawda? Aczkolwiek czasem można się zaskoczyć. Debiutancka powieść Michała Śmielaka to taka pozycja mająca w sobie charakterystyczny rys. Morderstwa prostytutek, studentek, starszych małżeństw — na to zdążyłam trafić, mimo dopiero kilku krótkich lat spędzonych z kryminałami. Zabijani uzdrowiciele? Coś nowego, przynajmniej dla mnie, laika. Jak zawsze, daję debiutantom pewien kredyt zaufania, ponieważ dobrze rozumiem, iż wypracowanie własnej stylistyki wymaga dużego nakładu pracy. Chociaż wiem, i bez mojej opinii „Znachor” zbiera całkiem pozytywne recenzje, co cieszy! Wbrew paru niedociągnięciom, wspomnę o nich za chwilę, nie pomijając wielu zalet.

Niewątpliwym atutem książki jest sama fabuła właśnie. Autor wpadł na ciekawą ideę, którą dość umiejętnie przeistoczył w powieść. Początek wypada rozwlekle, jednak warto przebrnąć przez kilkadziesiąt pierwszych stron, wtedy akcja serio zaczyna nabierać rozpędu, a my zastanawiamy się nad licznymi zagadkami, sprowadzającymi całość do serii tajemniczych zabójstw. Trochę mnie rozczarowało schematyczne podejście do roli policji, czyli bandy idiotów kompletnie oderwanych od rzeczywistości. Ten motyw dałoby radę poprowadzić jakoś bardziej realistycznie, pomimo wszystko trudno uwierzyć, że można być aż tak ślepym i głupim. Ale Śmielak nadrabia wplecionymi do powieści ciekawostkami historycznymi — i to naprawdę interesującymi!

Krzysiek wsiadł na rower i ruszył w stronę domu. Trup nie zrobił na nim wrażenia, nawet nie czuł się przy nim nieswojo. Dziwne, bo gdyby wcześniej wyobraził sobie siebie w takiej sytuacji, bardziej prawdopodobne byłyby scenariusze typu ucieczka, może omdlenie, rzyganie, cokolwiek, jakaś reakcja organizmu pokazująca, że jest się człowiekiem, istotą rozumną obdarzoną uczuciami. Już dawno podejrzewał się o to, że jest zimnokrwistym draniem, nie płakał na filmach, nie przejmował się losem mordowanych ludzi. Czy to był kolejny objaw jego choroby? Czy przez to Jakub odmówi mu uzdrowienia? Przecież w ciągu dwóch tygodni miał poznać Krzyśka lepiej i zdecydować, czy jest dobrym człowiekiem. Może jednak to zasługa dzika, który zalał jego organizm adrenaliną? Cholera wie. Trzeba więcej filmów o miłości oglądać, stwierdził z uśmiechem i mocniej nacisnął na pedały.

Nasz główny bohater, Krzysiek, wzbudził we mnie skrajne emocje. Z jednej strony, ciężko mi było zapałać do niego sympatią, lecz z drugiej po prostu mu współczułam. Choroby, tego okrutnego wyroku, znam to z doświadczeń bliskich mi ludzi. Może dlatego rozumiem poczynania Krzysztofa, chęć złapania się jakiejkolwiek nadziei na cud. Nawet, jeśli cuda nie istnieją. Wiem, iż sporo osób narzekało na długie rozmowy Krzysztofa z Jakubem, znachorem. Aczkolwiek czytałam je z pewną przyjemnością, są intrygującym elementem, nadającym świeżości, choć czasem brzmią lekko banalnie. Nie szkodzi, ostatecznie są w porządku.

Szczegółowe opisy mają za zadanie wprowadzić nas w odpowiednią atmosferę, ale w niektórych chwilach czułam, że jest ich za wiele, co wybijało mnie z rytmu. Niewątpliwie nieźle poprowadzono zakończenie, trudno na nie wpaść przed skończeniem książki, co należy do jednej z najbardziej pożądanych cech w kryminałach. Fakt, mamy z autorem inne poczucie humoru, lecz mimo tego, doceniam jego ogólny styl oraz duży zasób wiedzy historycznej. Potrafił porządnie go wykorzystać. Parę wątków pozostało pod znakiem zapytania, więc chyba powinniśmy oczekiwać drugiej części? Liczę, iż Michał Śmielak ukrył rękawie jeszcze kilka asów, aby móc mnie w przyszłości pozytywnie zaskoczyć.

„Znachor” spodoba się głównie osobom dopiero rozsmakowującym się w kryminałach posiadających tę szczególną nutę charakterystyczną dla thrillerów. To świetna propozycja na początek przygody, która ma szansę się rozwijać — tak samo, jak twórczość recenzowanego dzisiaj autora. Trzymam za niego kciuki, widzę duży potencjał, można nim ciekawie pokierować. Rekomendacja i swoisty patronat Piotra Kościelnego zobowiązuje, a Michał Śmielak naprawdę nieźle sobie poradził. Będę dalej obserwować jego karierę czując, że kolejna książka wypadnie jeszcze lepiej. Powodzenia!



AUTOR • MICHAŁ ŚMIELAK
TYTUŁ • „ZNACHOR”
LICZBA STRON • 528
WYDAWNICTWO • INITIUM
ISBN • 978-83-66328-50-1

EGZEMPLARZ RECENZYJNY UDOSTĘPNIŁO WYDAWNICTWO INITIUM — DZIĘKUJĘ!



CZY CHCIELIBYŚCIE PRZECZYTAĆ INNE OPINIE DOTYCZĄCE KSIĄŻKI?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz