Ironiczna i pełna czarnego humoru wielkomiejska gawęda.
Michał, niespełna trzydziestoletni lekarz, przyjeżdża do Krakowa, by szukać dla siebie nowych szans na rozwój zawodowy. Wkrótce jednak ważniejsze od kariery staje się dla niego poznawanie nocnego życia Miasta Królów, które wciąga go coraz mocniej w wir alkoholu, długich rozmów o wszystkim i niczym, a także przelotnych łóżkowych znajomości. Szczery do bólu monolog wewnętrzny i wspomnienia wydarzeń z przeszłości nieustannie towarzyszą Michałowi podczas długich wędrówek po barach, restauracjach i klubach. Czy to głos rozczarowanych życiem współczesnych trzydziestolatków, którzy pragnąc wszystkiego, nie potrafią się zdecydować, co dla nich naprawdę ważne? Jedno jest pewne — ta leniwa, niespieszna opowieść fascynuje, śmieszy i na długo zostaje w głowie.
____________________
____________________
Muszę przyznać, że dopiero od pewnego czasu głębiej zapoznaję się z polskimi autorami. Miałam idiotyczne przeświadczenie, że na naszym rodzimym rynku nie znajdę nic interesujące. Ale, jak to mówią, „cudze chwalicie, swojego nie znacie” — w moim przypadku to porzekadło stuprocentowo się sprawdza. Tym razem natrafiłam na książkę Jakuba Potockiego. Szukałam o nim informacji w Internecie, lecz znalazłam tylko pustkę. Cóż, może Wam się uda! Pisarz pozostaje dla mnie w nadal anonimowy, więc mogę skupić uwagę wyłącznie na jego powieści. A zdradzę, że mam jakiś problem. Kojarzycie to uczucie, gdy fabuła oraz przekaz są naprawdę dobre, ale wykonanie średnie? Właśnie przeżywam tego typu konflikt. Sporo wyniosłam z lektury, a równocześnie mnie męczyła. Dość długo zastanawiałam się nad wystawieniem oceny, nad odpowiednią recenzją, jednak trochę trudno mi wypośrodkować emocje.
Po powrocie do mieszkania, opróżnieniu połowy butelki i chwili refleksji podszedłem do okna, zapaliłem papierosa. Dziś była piękna noc, powietrze pachniało kolejnym, nowym początkiem. Nie rozebrałem się, nie zmieniłam pościeli, po prostu się położyłem. za oknem usłyszałem śmiech grupki ludzi przechodzących pod moją kamienicą. Zaśmiałem się razem z nimi, a potem spałem bez żadnych snów.
Następny dzień zaczynał się jak każdy poprzedni spośród pięciu najbardziej znienawidzonych w tygodniu. Poranny budzik o siódmej dziesięć uporczywie przypominał o powietrzu, jakie jest w centrum Krakowa. Suche spojówki, śluzówki nosa i jamy ustnej. Bolące przy wygrzebywaniu krwawe strupy z nosa. Poduszki były już mocno przepocone, podobnie jak prześcieradło i kołdra. Nie przeszkadzało mi to.
Książkę można uznać za monolog głównego bohatera, osoby o bardzo wnikliwym umyśle i dobrym zmyśle obserwacji. Potocki, poprzez fabułę, w interesujący sposób opisuje otoczenie współczesnych trzydziestolatków. Muszą mieć wszystko. Wspaniałą pracę, kochającego partnera, najlepiej dziecko, zbudowany dom, psa do kompletu. Ciągła presja, odrzucenie tych kanonów na rzecz „lekkich form spędzania wolnego czasu”. Tak, brak w tym koloryzowania, choć istnieją wyjątki od wspomnianych reguł. A ja te wyjątki niezwykle podziwiam. Wracając do meritum — lektura na samym początku może wydawać się kolejną lekką opowiastką. W rzeczywistości, „Małe separacje” mocno przytłaczają w swojej gorzkiej, chwilami cynicznej prawdzie.
Teraz pora na odrobinę dziegciu w beczce miodu (nie da za dużo dzisiaj przysłów?). Doskonale rozumiem, że stylistyka musiała być wulgarna. To świetnie komponuje się z treścią, trudno zaprzeczyć. Lecz po prostu opornie mi się czytało. Może jestem zbyt wrażliwa? Nieprzyzwyczajona? Ciężko mi stwierdzić. Chyba z tych samych powodów unikam prozy Bukowskiego, mimo sensu, który dostrzegam w jego twórczości. I ta kwestia w pewnym stopniu zmartwiła mnie w trakcie czytania „Małych separacji”. Choć naprawdę nie żałuję spędzonych nad książką chwil.
Główną oś całości stanowi konflikt egzystencjalny Michała, naszego bohatera. Ciągle młody mężczyzna, przed trzydziestką, mający na koncie skończone małżeństwo, pragnie przeznaczyć każdą minutę swojego czasu na pracę. A bycie lekarzem wymaga ogromnego skupienia, poświęcenia, powinno też pomóc w zagłuszaniu natrętnych myśli o kiepskich perspektywach na udane życie prywatne. Tak się jednak nie dzieje. Michał trafia w sam środek dużych miast, pochłaniających go bez reszty. Przez karty powieści (i jego łóżko) przetacza się mnóstwo nowo poznanych kobiet, raczej ciężko byłoby spamiętać ich imiona. Ale to mało istotne — w clou mieści się próba odnalezienia siebie w rozrywce, szukanie w jednonocnych przygodach ułamka jakiejkolwiek bliskości.
Przebrałem się na dole w szatni dla asystentów i opuściłem szpital. ten weekend miał być inny od pozostałych. tym razem miałem jechać do Warszawy na wesele, na szczęście nie swoje. Tak się złożyło, że moja rówieśniczka poszukiwała kompana do tej wątpliwie przyjemnej zabawy. Ostatni raz widziałem się z Verką pięć lat temu, a zaczęliśmy rozmawiać niecały rok temu. Pracowała na chirurgii, miała cięty język i była inteligentna, co przyznaję z wyjątkową radością. No i oczywiście była bardzo dobrą dupą, co dobrze pamiętałem z czasów dawniejszych. Miała typ urody, który dobrze znosi próbę czasu — drobna blondynka, nie za duże cycki, zgrabna, koło 50 kg przy wzroście około 160. Zawsze mi się podobała i nie można się oszukiwać, że wizja wspólnej imprezy zaświeciła małą lampkę, że może nadrobimy pewne braki wydarzeń na naszych obopólnych kartach historii.
Powieść Jakuba Potockiego daje do myślenia. Ile możemy znieść, byle oszukać pogoń za dorosłością? Albo lepiej od razu się poddać? Tak, zakończenie pozostawiło mnie z wieloma refleksjami, które muszę jeszcze przetrawić. Rekomenduję tę pozycję wszystkim osobom poszukującym „charakternej” lektury, nie boją się dosadnych komentarzy, aż ociekających ironią. Jednocześnie zaznaczając, iż to publikacja dla czytelników o mocnych nerwach. Jestem ciekawa, czy autor sprawdziłby się w fabułach nieco lżejszego kalibru. Będę obserwować jego dalszy rozwój.
AUTOR • JAKUB POTOCKI
TYTUŁ • „MAŁE SEPARACJE”
LICZBA STRON • 282
WYDAWNICTWO • NOVAE RES
ISBN • 978-83-8147-595-2
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz