SEWERYNA SZMAGLEWSKA • „DYMY NAD BIRKENAU”


Jedno z najważniejszych świadectw losu więźniów i ofiar obozu Auschwitz-Birkenau i jednocześnie jedna z pierwszych literackich relacji z piekła na ziemi.

Seweryna Szmaglewska po aresztowaniu przez gestapo spędziła dwa i pół roku w obozie Auschwitz-Birkenau, gdzie doświadczyła wyczerpującej pracy fizycznej i kilku ciężkich chorób. Gdy w styczniu 1945 r. więźniów obozu pognano w marszu śmierci, udało jej się uciec. Od pierwszych dni wolności przystąpiła do opisania tego, co niewyobrażalne. Tak w ciągu kilku miesięcy powstał pierwszy dokument o nazistowskiej machinie zagłady. Książka ukazała się przed końcem 1945 roku.

Wydanie zawiera niepublikowane listy z obozu, rysunki Seweryny Szmaglewskiej tworzone w trakcie pisania oraz fragmenty najważniejszych recenzji oraz wypowiedzi samej autorki o książce.

____________________

W ostatnim czasie wydaje się coraz więcej książek dotyczących obozów koncentracyjnych, a konkretniej — ich ofiar, ale też „pracowników”. Cała gama strażników, doktorów, pielęgniarek, i innych. Przyznaję, nie zaliczam się do grona miłośników tych wszystkich fabularyzowanych historii, „opartych na faktach”. Choć doskonale rozumiem, że mogą w pewnym sensie mieć wartość edukacyjną (małą, jednak „jakąś”), gdyż nie każdy jest w stanie przejść przez relacje naocznych świadków. Równocześnie uważam, iż najistotniejsze są dwie publikacje: „Medaliony” Zofii Nałkowskiej oraz „Dymy nad Birkenau” Seweryny Szmaglewskiej. Nałkowska pracowała w Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, gdzie usłyszała, a później spisała ważne informacje o dramatycznych wydarzeniach. Natomiast Szmaglewska była więźniarką Auschwitz-Birkenau, udało jej się zbieg podczas marszu śmierci. „Dymy nad Birkenau” to memuar, swoją konstrukcją przypominający powieść. Literatura wybitna. Tego typu książki zwyczajnie nie mogą zostać zapomniane.

Nie ufają tym postaciom z ogolonymi głowami, które kręcą się tu w pobliżu w więziennych strojach. Niekiedy pytają tylko, gdzie rodzice, którzy z dworca w Oświęcimiu odjechali samochodami. One przyszły piechotą. Lecz gdzie są ich rodzice? Wiadomo, że nieliczna tylko część każdego transportu, przeznaczona na wejście do obozu, idzie pieszo. Autami jedzie się do krematoriów. Obce dziewczęta rozglądają się, szukając oczyma swoich matek. Tymczasem z komina krematoryjnego bucha ciemny dym i effingerki wiedzą dobrze, gdzie są matki stojących przed nimi rówieśnic. Nowo przybyłe tymczasem zmieniają wygląd. Są już nagie i stoją w kąpieliskowym przedsionku, czekając na swą kolej. Przez wybite szyby wnika mróz i czyni z ich białych ciał sine, pokryte gęsią skórką. Z ich wykwintu pozostały już tylko manicure, loki, noszące na sobie ślady ręki pierwszorzędnych fryzjerów. Ruchy mają już nowe.

To ogromnie ważne świadectwo. Bez upiększania, koloryzowania, wpychania na siłę poczucia jakiejś nadziei. Nie, nadziei próżno szukać w obozie koncentracyjnym, gdzie każdy dzień jest wypełniony najpierw strachem, a potem swoistą obojętnością. Szmaglewska dokładnie nakreśliła obraz chwil, które spędziła otoczona śmiercią. Nawet pojedyncze słowa wzbudzają w czytelniku smutek, złość, niedowierzanie. Przyznaję, skończenie całości zajęło mi stosunkowo sporo czasu, gdyż musiałam się zatrzymywać w połowie, momentami cofać do danego fragmentu, powtarzać. Naprawdę kawał ciężkiej lektury, wymagający skupienia i odpowiedniego nastroju. Lecz warto sięgnąć po tę książkę, zdecydowanie. Wypala w człowieku trwały ślad. Bolesny, acz arcyistotny.

Proszę sobie wyobrazić, że publikacja powstała w zaledwie kilka miesięcy. Mam wrażenie, iż emocje w autorce kumulowały się na tyle intensywnie, by finalnie wybuchnąć. Przemieniła je w piękne zdania — „piękne”, ponieważ Szmaglewska opisała swoją historię w niemal poetycki sposób, co mocno kontrastuje z przekazem. Dlatego doskonale rozumiem zachwyt nad formą, nad czysto literacką wartością dzieła. Nawet teraz przed oczami pojawiają mi się pewne akapity, wryte w umysł, o czym wspominałam troszkę wcześniej. Ach, trudno stworzyć tę recenzję, bo jakiekolwiek wyrażenie wydaje się być nieadekwatne…

Bardzo interesujące (znowu głupie słowo) są opisy rozkładu dnia. Praca, głodowe racje żywieniowe, metody na radzenie sobie z wszechobecnymi wszami, pchłami, chorobami. Więźniowie byli niezwykle pomysłowi w sposobach przetrwania. Zwłaszcza kobiety, ogromnie silne w chwilach grozy. Bohaterki! Czy mogłabym je inaczej nazwać? Pani Seweryna tak dokładnie przedstawiła każdy kąt obozu, że po prostu łzy stają w oczach. Stają, a nie chcą płynąć. Brud, traktowanie człowieka gorzej niż karalucha, strażnicy czerpiący sadystyczną przyjemność z dręczenia… Tym mocniej przeżywam lekturę, myśląc o moich dwóch dziadkach, którzy również byli więźniami Auchwitz i Buchenwaldu. Udało im się dotrwać do końca wojny, a wielu umarło…

Podobno o najistotniejszych przeżyciach najłatwiej mówić z kimś nieznajomym, spotkanym przygodnie, kto po kilku godzinach pojedzie w swoją stronę i więcej się go nie zobaczy. Zapewne w ten sposób traktuje Walentyna grupkę siedzących z nią przy pracy kobiet. Jak człowiek, któremu wypadło w podróży zatrzymać się nad wielką wodą na czas nieokreślony, patrzy ona w swe odbicie. Raz jeszcze przeżywa to, co było w jej życiu cenne, to, co dał jej przypadek, i to, co sama stworzyła. Raz jeszcze porywa ją teatr, raz jeszcze przygotowuje się do egzaminu i przeżywa emocje próby dramatycznej. A potem występuje. Opowiada plastycznie. Kobiety, słuchając jej, śledzą oczyma każdy gest i grymas, widzą salę przepełnioną publicznością, jarzące światłami świeczniki widowni, które wolno gasną, zostawiając tylko blask u brzegu kurtyny.

„Dymów nad Birkenau” chyba nie da się dobrze zrecenzować. Pragnę jedynie pisać o swoich uczuciach towarzyszących czytaniu. Nic więcej. To jedna z pozycji, która zawsze powinna być obecna na liście szkolnych lektur. Właśnie obok Nałkowskiej. Aż ciśnie się motto znane z „Medalionów”, dlaczego „ludzie ludziom zgotowali ten los”? Pytanie istnieje bez odpowiedzi. Możemy tylko domniemywać, dbać, aby świat został bezpiecznym miejscem. Dla nas, naszych dzieci, wnuków. Dbać, aby śmierć milionów nie poszła na marne. Oni też mieli imiona, nazwiska, marzenia…


AUTORKA • SEWERYNA SZMAGLEWSKA
TYTUŁ • „DYMY NAD BIRKENAU”
LICZBA STRON • 616
WYDAWNICTWO • PRÓSZYŃSKI I S-KA
ISBN • 978-83-8169-212-0

EGZEMPLARZ RECENZYJNY UDOSTĘPNIŁO WYDAWNICTWO PRÓSZYŃSKI I S-KA — DZIĘKUJĘ!

2 komentarze: