MARIA ULATOWSKA • „OSTATNI LIST”


Lekkie i niezobowiązujące uczucie może przerodzić się w prawdziwą miłość. Jednak czasem trudno zapomnieć o prostocie dawnego życia, wówczas gubimy drogę i po omacku szukamy rozwiązania. Czy każdy wybór musi nieść za sobą konsekwencje?

Maria Czerska lubi, gdy jest nazywana Majką. Ma niezłą pracę, własne mieszkanie, przepada za romansami. Podobno w jej charakterze dominują cechy męskie, bo nie czuje oporów przed porzucaniem kochanków, a z życia czerpie tyle, ile tylko może. Przez lata zdążyła spotkać się z wieloma mężczyznami, ale dopiero przy Zbyszku zaczyna, że jej zależy. Każde z nich walczy ze swoimi demonami i próbuje naprawić każdy kryzys w związku — niestety, staje się to coraz trudniejsze, gdy na horyzoncie majaczą stare nawyki…

W swoim życiu trafiłam do tej pory zaledwie na dwie książki, których fabuła działa się w Polsce powojennej. I to zazwyczaj polegało na retrospekcjach bohaterów, więc szczerą przyjemność sprawiła mi świadomość, że Maria Ulatowska załatała taką dziurę w literaturze. Ten okres czasu zawsze mnie żywo interesował. Co najważniejsze, Ulatowska naprawdę widziała to, co zdecydowała się opisać. To dodatkowo mnie zachęciło do lektury, bo przynajmniej zyskałam pewność, iż jej wiedza nie pochodzi wyłącznie z książek i opowiadań ludzi starszych od siebie. Wprawiając się w odpowiedni nastrój włączyłam do towarzystwa przeboje Anny Jantar (z tego miejsca polecam), zwinęłam w fotelu (a nogi wolą pląsać) i ruszyłam w podróż. Kilkadziesiąt lat wstecz, do Warszawy, gdzie — wbrew pozorom — wcale nie królowała szarzyzna, choć nie można było konkurować ze Stanami Zjednoczonymi.

To samo każdego dnia. A przecież dookoła istniał jeszcze inny świat. Znajome, które uprzednio telefonowały do domu prawie bez przerwy, po pewnym czasie przestały, bo je skutecznie zniechęcił. Ale poznał inne kobiety, nie mniej interesujące. Często bywał służbowo na różnych rautach, bankietach, przyjęciach, więc nie musiał tłumaczyć Majce, dlaczego idzie gdzieś bez niej, choć czasami odnosił wrażenie, że była bardzo niezadowolona z takiej sytuacji. Nic sobie jednak z tego nie robił.

Książkę czyta się naprawdę szybko. Nie potrzebowałam głębokiego skupienia, bo całość opisano w sposób przejrzysty, językiem łatwym. Spodobało mi się przedstawienie przez autorkę otoczenia. Ze swoimi problemami, owszem, ale równocześnie z pędem i cieszeniem z małych rzeczy. Winem, lodami na pocieszenie, czekaniem na wakacje. I — uwaga — wolnością seksualną. Tak, ona istniała, mimo konwenansów narzucanych przez poprzednie pokolenie. Stąd dylematy głównej bohaterki, rozdarcie pomiędzy stosownością a szalonym biegiem. Jak wspominałam, mamy do czynienia z książką mało skomplikowaną, lecz bynajmniej nie prostacką! Niesie za sobą przemyślenia.

Ulatowska prowadzi narrację dwutorowo, często z perspektywy Majki. W danym rozdziale możemy spojrzeć z kilku punktów, aby łatwiej zrozumieć każdą postać. A jest ich całkiem sporo. To indywidualności, a najmocniej z nich świeci Majka. Wzbudza mieszane emocje. Momentami chciałabym ją trzepnąć i doprowadzić do porządku. Innym razem szczerze współczuję, próbuję usprawiedliwiać. Autorka świetnie skroiła charakter Czerskiej, kobiety niepokornej, powierzchownie pewnej siebie, a w rzeczywistości ciągle bijącej się z myślami. Podobnie Zbyszek, niby jej przeciwieństwo, a ciągną ich do siebie podobne cechy.

Wolę uniknąć przesadnego zapoznawania Was z fabułą (to zawsze odbiera radość). Jednak muszę napomknąć o wyborze przed którym stanęła Majka. Już na okładce widzimy zapowiedź dwóch miłości, trudną decyzję — stabilizacja czy intensywność? Osobiście wydaje mi się, że tam nie chodziło o Zbyszka i Andrzeja, a raczej o tryb życia. To bardzo aktualna książka, na tym polega jej świeżość. Po przeczytaniu próbowałam emocjonalnie wcielić się w bohaterkę, zrozumieć. Czy poszła odpowiednią drogą? Przyznaję, chętnie poznałabym jej dalsze dzieje, mam nawet pewną wizję. Liczę, iż autorka sprawi wszystkim niespodziankę i postanowi kontynuować historię, bo jakoś zaprzyjaźniłam się ze zwariowaną Marią.

„Ostatni list” nadaje się na książkę pokoleniową. Możecie ją podarować sobie, mamie i babci. To doskonały początek, aby zachęcić każdą do zwierzeń, porównać opinie, mocniej się do siebie zbliżyć. Ot, przy filiżance herbaty i wspomnieniach…

Dlaczego ciągle się pchałam w jakieś głupie, niedobre, niemądre związki? Czego właściwie chciałam od życia? Tak, wiedziałam, czego chcę. Stabilności, małżeństwa, domku z ogrodem, psa i kota. Dobrze, można to zrozumieć. Ale przecież nie dostanę tego od żonatego partnera, prawda? Prawda? I co z tego, że prawda. Jak mnie coś pchało, to nie mogłam się powstrzymać.

AUTOR • MARIA ULATOWSKA 
TYTUŁ •  „OSTATNI LIST”
LICZBA STRON • 344
WYDAWNICTWO • PRÓSZYŃSKI I S-KA
ISBN •  978-83-8069-351-7

DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU PRÓSZYŃSKI I S-KA ZA UDOSTĘPNIENIE EGZEMPLARZA RECENZYJNEGO.


6 komentarzy:

  1. Nie wiem czemu, ale na chwilę obecną nie mam ochoty na tę książkę. ;/

    OdpowiedzUsuń
  2. Długo zastanawiałam się nad tą pozycją, ale stwierdziłam w końcu, że nie wpisuje się ona w moje obecne zainteresowanie :) Na razie ją sobie odpuszczam, ale może kiedyś do niej wrócę i z chęcią przeczytam.
    Justyna z livingbooksx.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, ja mam na półce dużo książek, które czekają na swój moment. :)

      Usuń
  3. Bardzo dobra recenzja, ale jakoś książka do mnie nie przemawia. Sam nie wiem czemu. Może kiedyś.

    Pozdrawiam ciepło.

    http://subiektywniekrystix.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też posiadam kilka tytułów, które jeszcze mnie nie ciekawią na tyle, aby przeczytać w tej chwili. :)

      Usuń