DINAH JEFFERIES • „ŻONA PLANTATORA HERBATY”


Tajemnica, która powstała przed laty potrafi niszczyć kolejne pokolenia. Trzeba przejść przez multum tragedii, aby w końcu dotrzeć do prawdy. Ile jest w stanie znieść człowiek niosący na sobie ciężar tylu łez? Ile musi ich upłynąć?


Młodziutka Gwendolyn Hooper przybywa na Cejlon, gdzie rozpoczyna zupełnie nowe życie. Świeżo upieczona mężatka, ma zamieszkać z ukochanym Laurencem na plantacji herbaty, prowadzonej przez jego rodzinę od wielu lat. Zapał zachwyconej otoczeniem Gwen szybko stygnie, gdy musi zmierzyć się z samotnością. Zapracowany mąż nie poświęca jej tyle czasu, ile by chciała. Pewnego dnia dziewczyna odkrywa zaniedbany grób dziecka. Kim był Thomas? Laurence unika jednoznacznych odpowiedzi. Prawdziwa burza rozpętuje się w momencie narodzin bliźniąt, a Gwen zaczyna pieczołowicie dbać o swoje własne sekrety. Jaką rolę w jej życiu odegra pewien przystojny artysta?

Parę lat temu przeczytałam „Monsunowe dni” Laili El Omari. Akcja działa się daleko, w Indiach, ponad sto lat wstecz. Od tamtej pory chciałam trafić na coś w podobnym klimacie, ale skutki poszukiwań okazały się dość mizerne. I tym razem przypadek zadziałał lepiej — w propozycjach natknęłam się na autorkę o wdzięcznym nazwisku Jefferies. Opis „Żony plantatora herbaty”, sam tytuł, dostatecznie zaintrygowały, abym z niecierpliwością czekała na paczkę. Gdy tylko wpadła w moje ręce, to zaczęłam czytać. I skończyłam głęboko w nocy. Potem jeszcze maltretowałam bliskich dokładnym sprawozdaniem z lektury, analizując poszczególne zachowania bohaterów. Ot, książka we mnie wniknęła. A to coś, czego wymagam od literatury, wyznacznik. Wyznacznik stron bliskich mojemu sercu. Jestem zadowolona, choć apetyt rośnie w miarę jedzenia i dalej czekam na kolejne pozycje tego typu. Jeśli je znacie, to koniecznie dajcie znać!


Dinah Jefferies skupiła się na barwnych opisach. Rozległe, określające nawet drobny wzorek na dywanie. Nie każdemu przypadnie do gustu taki styl, pełen ozdobników i zawijasów. Jednak podkreślę, że objętościowo fabuła nie traci, nie ginie w gąszczu. Fakt, czasem odczuwałam przytłoczenie takim kolorowym językiem. Jak w pokoju pełnym zapachów, ale akcja wynagrodziła mi niedociągnięcia. Muszę doczepić się do korekty — pojawiło się sporo literówek, błąd ortograficzny („nieprawda” piszemy łącznie). Bardzo liczę, że w następnych wydaniach zostanie wszystko poprawione, bo szkoda, aby psuło ciekawą książkę, wybijało czytelnika z rytmu. Choć sama czcionka należy do tych miłych dla oka!

Wzgórza z jednej strony jeziora, zwykle zielone, teraz miały kolor niebieski i o wiele trudniej było wyłowić wzrokiem barwne postacie kobiet zrywających listki herbaty. Kolorowe jak egzotyczne ptaki, każda z koszem na plecach, każda w innym sari. Gwen wiedziała już, że robotnice zatrudnione na tej plantacji to Tamilki. Syngalezi uważali za wstyd pracę zarobkową w charakterze robotników, dlatego plantatorzy ściągnęli siłę roboczą z Indii.

Bohaterowie to duże indywidualności. Trochę naiwna Gwen, pogrążony w pracy, ale namiętny Laurence, do tego cała paleta postaci drugoplanowych. Najbardziej zaciekawiła mnie Verity — dwulicowa, sprytna, działająca na nerwy. Zazwyczaj takie osoby zapadają w pamięć, gdy liczymy na ich potknięcia i nauczki od losu. Co narobiła Verity musicie dowiedzieć się sami, ale jestem pewna, że mocno Was zirytuje! I cudowna, choć bardzo tajemnicza piastunka, Naveena. Ujęła lojalnością, choć przedstawiła też pewną uległość wobec pracodawców. Cechę, która upadła, gdy miejscowi zaczęli żądać należnego im szacunku.

Dinah Jefferies przemyciła spory kawałek historii. Niepokoje wstrząsające Cejlonem i okolicami, doprowadzające Europejczyków do szoku. Kiełkująca wojna między Tamilami a kolonizatorami została ściśle wpleciona z sytuację, która spotkała Gwen. Lata prześladowań, oburzenie na związki mieszane, często kary cielesne — autorka jedynie przesunęła niektóre daty, ale zadbała o szczere przedstawienie wówczas panujących nastrojów. Jestem miłośniczką poznawania takich wydarzeń, więc zaczęłam szperać w temacie, co uznaję za dodatkową korzyść płynącą z lektury. Patrząc z naszej perspektywy możemy dostrzec, ile tak naprawdę się zmieniło w ciągu dekad. I ta obserwacja jest interesującym czynnikiem, wręcz idealnym dla osób kochających historię.

„Żona plantatora herbaty” powinna spodobać się sympatykom tajemnic, stopniowo rozwiązujących się, ale porażających rozwiązaniem. Książka, która trzyma w napięciu do samego końca, więc warto szykować się na nieprzespaną noc — sama taką spędziłam i nie żałuję. Świetna fabuła, długo siedząca w głowie.

Przez trzy dni Gwen czuła się okropnie. Rozdrażniona i zła na Laurence’a, że wezwał doktora, w konsekwencji czego została pozbawiona środka nasennego, w ogóle nie chciała z nim rozmawiać. Niewielkie ilości jedzenia, jakie była w stanie przełknąć, zabierała do swojego pokoju i tam jadła w samotności. Czuła się wyjątkowo fatalnie. Nawet widok synka nie był w stanie poprawić jej nastroju, jedynym jej marzeniem było cofnąć czas. Znów znaleźć się w Anglii, w domu, przy matce, i nigdy nie spotkać Laurence’a Hoopera.

AUTOR • DINAH JEFFERIES
TYTUŁ • „ŻONA PLANTATORA HERBATY”
LICZBA STRON • 480
WYDAWNICTWO • HARPERCOLLINS
ISBN •  978-83-276-1936-5

DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU HARPERCOLLINS ZA UDOSTĘPNIENIE EGZEMPLARZA RECENZYJNEGO.

18 komentarzy:

  1. Ta książka jest napisana chyba specjalnie dla mnie. ;D Musze ja przeczytać! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba będę często do niej wracać! Zakończenie nie daje mi spokoju. :D

      Usuń
    2. Dokładnie to samo chciałam napisać :) Chętnie przeczytam!

      Usuń
  2. Nie widzę siebie i tej książki :D
    Ale tytuł przypomniał mi od razu "Herbatę szczęścia" :D Powinnaś przeczytać! Choć z tego co piszesz, historia jest zupełnie inna :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dostatecznie zachęca mnie tytuł — każda rzecz związana z herbatą jest dla mnie dobrym bodźcem. :D

      Usuń
  3. Hmm, myślę że ta książka mogłaby przypaść mi do gustu, jednak trochę odstraszają mnie te szczegółowe opisy. Generalnie lubię dobrze opisane miejsca akcji, ale jeśli jest tego za dużo, to takie powieści rzadko do mnie przemawiają :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepiej samemu się przekonać. Te opisy aż tak bardzo nie przeszkadzają, bo fabuła wciąga. :)

      Usuń
  4. Fabuła wzbudziła moje zaciekawienie, dlatego postaram się w wolnym czasie mieć na uwadze ten tytuł.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekałam z niecierpliwością na tę książkę, warto było, jestem pod wrażeniem. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Raczej nie czytam takich książek, ale twoja recenzja jest tak genialna, że mam ochotę w podskokach pędzić do księgarni i czym prędzej ją kupić. Chociaż muszę przyznać, że Monsunowe dni o których wspomniałaś zainteresowały mnie jeszcze bardziej (ale to tylko dlatego, że pochłaniam wszystko, co ma jakikolwiek związek z Indiami :D)
    Buziaki, Lunatyczka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! „Monsunowe dni” mogą być dobrym wstępem dla „Żony plantatora herbaty”. :)

      Usuń
  7. Podróż do Indii czemu nie, jeśli będę miała czas to z chęcią przeczytam :)
    Pozdrawiam,
    Tina z Uwielbiam litery

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To mogłyby być naprawdę egzotyczne wakacje! ;)

      Usuń
  8. Jak pięknie brzmi ta książka - uwielbiam takie powieści, które nie pozwalają o sobie zapomnieć i chciałoby się podzielić swoimi myślami z całym światem. Szkoda tylko (a może właśnie dobrze), że takie książki trafiają się tak rzadko. Na pewno przeczytam!
    Paulina z Oko na kulturę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaleta jest taka, że wówczas bardziej doceniamy wartościowe książki. :)

      Usuń