Kuba Ćwiek (pisarz), Patryk Jurek (reżyser), Bartek Czartoryski (dziennikarz), Radek Teklak (bloger) i Agata Krajewska (fotografka) — wymienione osoby łączy amerykańska kultura. Z wypiekami na twarzy śledzili ulubione elementy sztuki, aby w końcu wyruszyć na wyprawę. Odwiedzają Stany Zjednoczone i zgłębiają zjawisko popkultury. Ruszają tropem swoich inspiracji, zbaczają z typowo turystycznych szlaków. Niczym dzieci cieszą się z odkryć, spełniają marzenia, wciągają czytelnika w pasje. Przedstawiają historię nie tylko za pomocą słowa, ale również zdjęć.
Na samym początku za idealny uznałam tytuł. Ot, po prostu trafił na podatny grunt, lubię gry słowne. Do tego szczerze zachęcająca okładka, a Stany Zjednoczone zawsze mnie interesowały. Jako kraj, pewien rodzaj mentalności. Przyznaję, najpierw pomyślałam, że to powieść, typowo fabularyzowana. Potem o przewodniku. Nie, teraz już wiem, iż mamy do czynienia z pozycją o ciekawej formie. Kojarzę Kubę Ćwieka, od dłuższego czasu zabieram się za głębsze poznanie jego twórczości. Z przykrością stwierdzam, nadal go mijam, choć trzymam nadzieję na zmianę. Na ten moment stwierdziłam, mogę zaznajomić się od troszkę innej strony. Trzeba zaznaczyć — nie sam Ćwiek stworzył tę książkę, jego przyjaciele bardzo pomogli. „W grupie siła”, stare porzekadło pasuje znakomicie. Każdy dodał coś od siebie, a całość wypadła naprawdę dobrze. Świetnie się bawiłam w trakcie czytania. Wspaniale byłoby dołączyć do takiej kompanii i zwiedzać, zwiedzać…
To było po prostu zabawne. W niewymuszony sposób, dowcipne, lekkie. Jest też trochę wzruszenia w finalnym dotarciu do tylu celów. Rozumiem osoby uczestniczące w wyprawie i cieszę się, że postanowili opisać swe doświadczenia. Chciałabym, aby na okładce mocniej wyłuszczono nazwiska. Uważam, iż wkład pracy w powstanie tej publikacji mieli jednakowo wszyscy. Taka delikatne dygresja, może sugestia. Spontaniczność bohaterów potrafi zauroczyć. W pewnym momencie porwał ich wir ekscytacji, dotknęli realnej Ameryki. Rozbuchanej, iskrzącej, gdzie żyją fascynujący ludzie, tylko trzeba ich znaleźć. Z doświadczeń wypłynęła nauka, a ja odczuwam nutkę zazdrości, choć w pozytywnie. Prawdziwa przygoda.
Z hot dogiem z Central Parku mam tak samo jak z Twinkies — już wiem, że to paskudztwo. Tekturowa parówa wepchnięta w zimną bułkę, jaką można dorwać w każdym markecie także u nas. Do tego, oczywiście płatne ekstra, wodniste pikle i trochę prażonej cebulki. Tylko keczupu i musztardy nikt nie skąpi. Może to próba zabicia smaku? Nabraliśmy się z tatą na to świństwo w zeszłym roku i ani mi było w głowie próbować znowu.
Oczywiście, nie każde zachwyty podzielam. Odwiedzono dom oraz biuro Stephena Kinga. Pisarza lubię, lecz nie nazwałabym siebie miłośniczką. Gdybym miała odwiedzić ciekawiące mnie miejsca, to prawdopodobnie wybór byłby odmienny. Jednak z kart bije czysta radość, pasja. To sprawiło, że chętnie przewracałam kolejne kartki, obserwując poczynania. Zachęcono mnie do poszerzenia horyzontów, sięgnięcia po konkretne filmy i autorów. Ćwiek „przemycił” elementy swej biografii, oto gratka dla jego fanów. Całość jest spójna, choć luźna, odprężająca po ciężkim dniu. Przez moment można stać się elementem paczki, odkrywać z nimi puzzle, składać i szukać odpowiedzi na pytania.
Zdjęcia! Zamieszczono ich całe mnóstwo. w świetnej jakości, z trafnymi komentarzami. Przeglądałam je jeszcze parę dni po skończonej lekturze. Są dla mnie klamrą spinającą ostateczny efekt. Różne narodowości, kultury przenikające jedna przez drugą. Ba, przez setki. To właśnie kształtuje Amerykę. Swoisty misz-masz. Ćwiek i przyjaciele pokazali, że sztuka autentycznie kształtuje nasze charaktery, a dotarcie do genezy to czysta satysfakcja. Liczę, że w przyszłości odkryję inne pozycje tego typu, „Przez stany POPświadomości” szalenie inspiruje. Książki, filmy — historia powstaje z historii, tak w nieskończoność. Ciężko byłoby odczuć antypatię do Kuby, Bartka i reszty. Zakręceni ludzie, zarażający energią. Inteligentni i naturalnie sympatyczni.
„Przez stany POPświadomości” czarują anegdotami, szczerością, cudownym ukazaniem kraju będącego celem dla wielu. Potoczny język sprawia, że odnosi się wrażenie, iż prowadzimy świetną rozmowę z bliskimi znajomymi.
Możecie nie znać, naprawdę. Nie obrażę się na Was śmiertelnie i nie zerwę znajomości z tak błahego powodu jak nieznajomość jednego z najlepszych seriali, jakie widziałem. A nawet jeśli go oglądaliście i Wam nie podszedł, uważacie, że to nic takiego, to też nic się nie stanie. W końcu nie musimy się zgadzać we wszystkim, by się kumplować, prawda? Na przykład nie ma żadnego racjonalnego powodu, dla którego musimy jednoznacznie uważać, że macie jakikolwiek filmowo-serialowy gust czy jakiekolwiek pojęcie o tym, co dobre, prawda?
AUTOR • JAKUB ĆWIEK
TYTUŁ • „PRZEZ STANY POPŚWIADOMOŚCI”
LICZBA STRON • 448
WYDAWNICTWO • SQN
ISBN • 978-83-7924-720-2
DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU SQN ZA UDOSTĘPNIENIE EGZEMPLARZA RECENZYJNEGO.
Jak zawsze rzeczowa recenzja okraszona świetnymi zdjęciami samej, recenzowanej pozycji. Muszę czym prędzej rozejrzeć się za pozycją p. Ćwieka.
OdpowiedzUsuńDuży plus dla SQN za ładne wydanie.
Dziękuję! Mam nadzieję, że książka przypadnie Ci do gustu.
UsuńNie cierpię Kinga, ale powieść Ćwieka bym poznała z tego względu, że coraz więcej osób go zachwala, a ja jeszcze nic Pana Kuby nie czytałam.
OdpowiedzUsuńO, to dość niepopularna opinia, którą częściowo dzielę. Lubię trzy powieści w dorobku Kinga, ale nigdy nie uznawałam go za pisarza wybitnego. :D
Usuń