Przed dziesięciu laty Eliza była na językach całego kraju. A to wszystko z powodu zakochanego w niej seryjnego mordercy. Aktualnie Thomas odsiaduje dożywocie, a dziewczyna od nowa próbuje poukładać swoje sprawy. Zmienia nazwisko, ukrywa swą przeszłość, skupiając się na pracy, unikając ludzi. Przeszłość wraca, gdy Thomas opuszcza więzienne mury i planuje zemstę na Elizie, która przyczyniła się do jego skazania. Tymczasem kolejne problemy sprawia przystojny i arogancki Wade Sterling, który niegdyś uratował bohaterce życie. Jak potoczą się losy całej trójki?
Tak się złożyło, że dopiero w połowie książki zorientowałam się, iż mam do czynienia z całą serią. W tamtej chwili uderzyłam się otwartą dłonią w czoło, trochę pośmiałam i w końcu zrozumiałam, dlaczego nie do końca zrozumiałam pewne zawiłości. I to już czwarty tom! Całe szczęście, ten fakt aż tak nie zaważył na dalszym losie powieści, nie porzuciłam jej, mimo wszystko dość gładko dotarłam do zakończenia. W ten sposób przebiegło moje pierwsze spotkanie z autorką. Maya Banks gdzieś istniała w mej świadomości, ale jakoś wcześniej nie miałam okazji poznać jej twórczości. Teraz myślę, myślę, próbuję ocenić, ale waham się między dwoma biegunami. Z jednej strony — pewne fragmenty brzmiały naiwnie. Z drugiej — niektóre elementy fabuły bardzo przypadły mi do gustu. Chyba warto uznać całość za średnią, ale z potencjałem. Gdyby tylko wyciąć kilka zdań!
Od początku polubiłam Elizę. Pomimo jej strachu i wyobcowania. To trudna postać, trzeba do niej dotrzeć i próbować zrozumieć. Przeszła przez piekło, które ciągle daje o sobie przypomnieć. W najgorszy z możliwych sposobów. Jej rys psychologiczny został zgrabnie nakreślony, a razem z Thomasem tworzą interesujący duet, obraz przejścia z miłości w nienawiść. O ile to była miłość, a nie zwyczajna obsesja. Właśnie ta ostatnia stała się osią książki, trzonem fabuły. Ciekawi mnie umysł, pobudki kierujące mordercami. Właśnie dlatego zdecydowałam się na przeczytanie tej publikacji. Gdy tylko ujrzałam w opisie wzmiankę o relacji Elizy i Thomasa — od razu postanowiłam lepiej ich poznać.
Elizę zalała fala żalu. Dzięki bzdurnym prawnym kruczkom i wygadanym adwokatom Thomas dopiął tego, że wypuszczą go z więzienia po zaledwie dziesięciu pieprzonych latach. Miała ochotę wrzeszczeć, póki nie straci głosu. Ale opanowała się, wiedząc, że nie ma czasu i że kiedy Thomas za tydzień wyjdzie na wolność, nie uda się jej pokonać go w taki sposób, jak za pierwszym razem, kiedy mogła liczyć na to, że system wymiaru sprawiedliwości ochroni ją i wszystkie tamte kobiety i ukarze tego potwora za jego zbrodnie.
Postać Wade’a uważam za przejaskrawioną i niepotrzebną. Trochę sztampową. Doskonale rozumiem, że należało wprowadzić jeszcze jednego bohatera, że pojawiał się we wcześniejszych tomach. Ale nie umiem wykrzesać z siebie choćby odrobiny sympatii, ponieważ najzwyczajniej nie kupuję świadomości istnienia Wade’a. Jego związek z Elizą wypada uroczo, lecz sztucznie. Zdecydowanie mocniej zainteresował mnie Thomas, ta chora psychika i zdolność do manipulacji. Dlatego na tym aspekcie starałam się skupić, Sterlinga traktując po macoszemu. Możliwe, że coś mi uciekło przez fakt ominięcia poprzednich części, lecz mimo tego, trzymam się pierwszego wrażenia.
Maya Banks miała znakomity pomysł na fabułę. Tylko zdarzyły się jej potknięcia, jak sam motyw wypuszczenia groźnego Thomasa z więzienia. Już pomysł z ucieczką byłby chyba mądrzejszy. Jeśli przymykamy oko na lekki brak logiki, to lektura sprawia przyjemność, można się przy niej odprężyć, mimo tematyki. Bywa przewidywalnie, owszem — równocześnie nie odczuwamy większej nudy, która zdarza się, gdy potrafimy prorokować w kwestii akcji. Banks stawia na język prosty, jednakże niepozbawiony górnolotnych określeń. Ktoś się zachwyci, inna osoba uzna go za zbyt melodramatyczny. Moim zdaniem komponuje się z otoczką „Z każdym oddechem”, momentami filmową. Podsumowując: najlepiej wychodzą sceny z Thomasem, życzyłabym sobie więcej takich bohaterów.
„Z każdym oddechem” polecam przede wszystkim fanom całej serii. Wówczas łatwiej jest wczuć się w całą książkę. Jeśli macie ochotę odpocząć po trudniejszych powieściach, to twórczość Banks z pewnością Was zadowoli. Dobra propozycja na leniwy wieczór, taki po ciężkim dniu.
Nałożył jedną z obręczy kajdanek na lewy przegub Elizy i przymocował je do tablicy rozdzielczej. Eliza wyglądała na zszokowaną i tak przygnębioną, że potrzebował całej siły woli, by natychmiast nie ustąpić. Sztywnym krokiem obszedł maskę samochodu, oddychając głęboko, by się opanować, i usiadł za kierownicą. Nie tracąc czasu, odjechał jak najszybciej od tego wynajętego przez nią domku. Ku jego zaskoczeniu Eliza się nie odzywała.
AUTOR • MAYA BANKS
TYTUŁ • „Z KAŻDYM ODDECHEM”
LICZBA STRON • 320
WYDAWNICTWO • HARPERCOLLINS POLSKA
ISBN • 978-83-2762-488-8
DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU HARPERCOLLINS POLSKA ZA UDOSTĘPNIENIE EGZEMPLARZA RECENZYJNEGO.
Czytałam i uważam, że to do bólu przewidywalna książka...
OdpowiedzUsuńCzasem czuję taką chorą satysfakcję, gdy zgaduję pomysły autora. :D
UsuńAle się tutaj pozmieniało! Tydzień mnie nie ma na innych blogach i tyle zmian! :)
OdpowiedzUsuńPięknie u Ciebie. ;) A co do książki, naczytałam się gdzieś niezbyt pochlebnej opinii i przez to nie sięgnę już po nią. ;/
Cieszę się, że podoba Ci się nowa odsłona mojego bloga! :)
Usuń