JOANNA HICKSON • „TUDOROWIE. NARODZINY DYNASTII”


Mnóstwo dzieci chciałoby być królami, księżniczkami, rycerzami — w iście bajkowym stylu. Jednak przed wiekami wszystko wyglądało inaczej. Władcy często sprawowali krwawe rządy, a ich droga do danego tronu bywała niesamowicie wyboista. I naznaczona śmiercią…

1451 rok. Jasper i Edmund Tudorowie są przyrodnimi braćmi Henryka VI Lancastera. Dzieciństwo spędzali daleko od dworu: kłamstw, fałszu, oszczerstw. Finalnie tam trafiają. Sam król sprowadza ich do Londynu, od razu gwarantując zaszczyty płynące z bycia jego bliską rodziną. Edmund żeni się z Małgorzatą Beaufort, arystokratką, a Jasper zajmuje się włościami usytuowanymi w Walii. Spokój mija, gdy ród Yorków konsekwentnie żąda zmiany władzy. Wybucha wojna, Edmund zostaje pojmany przez Edwarda Yorka, w końcu umiera. Na głowę Jaspera spada opieka nad małym Henrykiem, swym bratankiem. Mężczyzna musi wykrzesać z siebie ogromne pokłady odwagi. Jeden fałszywy ruch może kosztować życie…

Dawno temu natknęłam się na książki Philippy Gregory. Pamiętam, że byłam nimi mocno zauroczona. Autorka znakomicie odtworzyła realia sprzed wieków. Potem jakoś straciłam rachubę, ominęłam nagle kolejne części. Mam nadzieję, iż jeszcze kiedyś do nich wrócę. Tymczasem trafiłam na Joannę Hickson, która podjęła tę samą tematykę. Z jakim skutkiem? Tego postanowiłam się dowiedzieć. Już po lekturze, jestem całkiem zadowolona. Historia mnie wciągnęła, a to prawdopodobnie najważniejszy czynnik wpływający na całokształt oceny. Przyznaję, początkowo bałam się przejaskrawienia faktów. Wiem, książka fabularyzowana, ale wyjątkowo nie przepadam za nadmiernym ubarwianiem. Zawsze dobrze coś wynieść z lektury, chociaż odrobinę prawdy. Na szczęście, Hickson stanęła na wysokości zadania, dodając odpowiednią ilość fikcji literackiej. Właśnie dlatego „Tudorowie. Narodziny dynastii” to pozycja spójna, wymagająca delikatnego skupienia. Równocześnie odpowiednia na wolne popołudnie, gdy pragniemy relaksu.


Narracja ładnie się układa. Prowadzi ją Jasper wraz z Jane, młodą Walijką, która się w nim podkochuje. Oboje pokazują wydarzenia nadając im indywidualny rys, posiłkując własnymi refleksjami i spostrzeżeniami. Jednocześnie nie wprowadza większego chaosu. Dwa różne charaktery, mające również wspólne mianowniki, spotykają sporo kłopotów, jednak starają się doprowadzić wszystko do szczęśliwego końca. A akcja należy do naprawdę wartkich. Liczne intrygi, sekrety, wręcz bratobójcze walki. Nie zapomniano także o motywach miłosnych. Osobiście usunęłabym kilka kartek poświęconych romansom, bo momentami czułam przesyt. Za plus natomiast uznaję styl ich opisania, niezbyt cukierkowy. To złagodziło rosnącą irytację i sprawiło, że nie znielubiłam bohaterów.

Kiedy starannie wykonywałem taneczne kroki w statecznym gawocie, przyłapałem się na tym, że trudno mi oderwać oczy od drobnej postaci Małgorzaty. Tego dnia ubrano ją w szarą poważną suknię, ale i tak kiedy patrzyłem, jak wdzięcznie przemyka w tańcu między innymi tancerzami, widziałem w niej sokoła przelatującego między wysokimi drzewami. Poruszała się tak lekko, tak wdzięcznie, a jednocześnie z wielką godnością. Żadna z ponętnych dam w tej sali nie mogła się z nią równać, bo Małgorzata przywodziła na myśl inne damy, te z opowieści arturiańskich, czczone i wielbione przez rycerzy.

Idąc tym tokiem. Najbardziej do gustu przypadł mi wspomniany wcześniej Jasper. Ma dużo honoru i determinacji, aby osiągnąć postawione cele. Głównie jego zapamiętałam, następnie Jane. Reszta postaci umyka, nie wzbudzają intensywniejszego zaangażowania w ich historie, mimo tego, że z natury są poboczne. Cała gama sylwetek sprawia, iż można pogubić wątki, ale wystarczy dać sobie momenty odetchnięcia. Wówczas prościej śledzi się fabułę, nie myląc imion i nazwisk. Z pomocą przychodzi też drzewo genealogiczne, zamieszczone na samym początku publikacji. Ukłon za tę przezorność!

Hickson pisze językiem zrozumiałym. Dokładnie ta kwestia nadaje lekkość książce, nie tworzy kaznodziejskiego tonu, pełnego przepychu i sztuczności. A to często się zdarza w powieściach opartych na historycznych wydarzeniach. Szczegóły otoczenia oraz dialogi równomiernie podzielono, a dbałość o detale zasługuje na uznanie. Trzeba o tym wspomnieć, ważny element — łatwiej wyobrażamy sobie miejsca. Dzięki autorce mogłam wrócić do ludzi, których przed kilkoma laty autentycznie polubiłam. Ot, swoisty bodziec, by móc znowu poszperać w Internecie, myśląc o zachowaniach Małgorzaty Beaufort. Wydaje mi się, że aktualnie najpopularniejszy jest nadal Henryk VIII. A sądzę, iż warto zobaczyć początki Tudorów, lepiej zrozumieć ich dzieje.

„Tudorowie. Narodziny dynastii” w interesujący sposób przedstawiają fragment dziejów Anglii. Zdecydowanie decydujący fragment. Świetna propozycja dla osób, które lubią tamten okres, chciałyby nieco odpocząć od współczesności. Razem z autorką przenosimy się do czasów niebezpiecznych, ale (słowo-klucz) okrutnie fascynujących. Macie ochotę na przygodę? Oto odpowiednia ku temu książka!

Po klęsce Jaspera w Marchiach zapanował pokój tylko pozorny. Pogrążone w smutku rodziny opłakiwały zmarłych i pielęgnowały rannych, a tych, którym szczęście dopisało i uszli z życiem, witano z największą radością, po czym każdy znów brał się do swojej roboty w domu, w polu albo w warsztacie. Doszły do nas słuchy, że Edward York, choć nie miał jeszcze władzy w ręku, to jednak tę rękę przysunął bliżej celu w Towton w North Yorkshire, odnosząc zwycięstwo w wyjątkowo długiej, krwawej i zażartej bitwie na wrzosowiskach, która ponoć zabrała ponad dwadzieścia tysięcy istnień ludzkich.


AUTOR • JOANNA HICKSON
TYTUŁ • „TUDOROWIE. NARODZINY DYNASTII”
LICZBA STRON • 480
WYDAWNICTWO • HARPERCOLLINS POLSKA
ISBN • 978-83-27625-55-7

DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU HARPERCOLLINS POLSKA ZA UDOSTĘPNIENIE EGZEMPLARZA RECENZYJNEGO.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz