AMANDA PROWSE • „SZCZYPTA MIŁOŚCI”


Sekrety zawsze mącą spokój. Wydaje się, że człowiek osiąga szczyt, w końcu odnajduje upragnioną miłość, ale na radości cieniem kładzie się przeszłość. Czy można nieustannie uciekać, na złamanie karku? Co zrobić, gdy ciągle odczuwamy lęk przed zawirowaniami złego losu?

Pru Plum jest kobietą sukcesu. Wraz z kuzynką, Milly, prowadzi w Londynie świetnie prosperującą piekarnię. Sklep słynie ze wspaniałych wypieków. Pru skończyła sześćdziesiąt sześć lat, lecz nadal pięknie wygląda, roztaczając wokół siebie woń drogich perfumów. Nigdy nie wyszła za mąż i nie spodziewałaby się, że w tym wieku poczuje motyle w brzuchu. A wszystko za sprawą przystojnego Christophera. Niestety, na rodzinę Pru spada tragedia, a kobieta musi się natrudzić, aby na światło dzienne nie wyszły jej tajemnice. Popełniła w przeszłości wstydliwe rzeczy, wyłącznie dla osiągnięcia odpowiedniego poziomu życia. Wie, iż przyznanie się do błędów może kosztować ją stratę prawdziwej miłości. A zakochała się po raz pierwszy, mimo upływu lat.


Oto drugie spotkanie z Amandą Prowse. Kiedy wśród zapowiedzi wydawniczych zobaczyłam jej nazwisko, to od razu wiedziałam, że muszę przeczytać kolejną książkę. „Świąteczna kafejka”, poprzedniczka, absolutnie podbiła moje serce w okresie zimowym. Nawet popłynęła dalej w świat, ponieważ swój egzemplarz pożyczyłam kilku bliskim dziewczynom, w różnym wieku. Mogę zaręczyć, iż twórczość Prowse łączy pokolenia. Tego samego spodziewałam się po „Szczypcie miłości” i autorka spełniła oczekiwania. To nie jest trudna w zrozumieniu, wręcz wybitna literatura. Raczej lekka, przyjemna, za to ją cenię. Świetna odskocznia od codzienności. Nadmienię, że bardzo lubię okładki. Do tej pory utrzymywano je w podobnej stylistyce, mam nadzieję, iż wydawnictwo będzie się ich trzymać. Tytuł „Szczypty miłości” dobrze odzwierciedla treść. Po przeczytaniu człowiek czuje dziwną życzliwość wobec otoczenia, jakby niewidzialna ręka dodała magiczny składnik do właśnie jedzonego ciasteczka.


Muszę przyznać, że początkowo nie byłam pewna, czy fabuła do mnie odpowiednio przemówi. Między mną a Pru jest kilkadziesiąt lat różnicy. Wczucie się w jej historię wymaga pewnej dozy dojrzałości. Nie myliłam się w ocenie, widzę po mojej mamie, iż w innej formie przeżywa tę książkę. Dlatego warto egzemplarz podrzucić drugiej osobie i skonfrontować przemyślenia. To świetny sposób, aby zacieśnić więzy, a przy okazji spędzić czas nad naprawdę przyjemną lekturą. Wspaniale, iż autorka w głównych rolach obsadza starsze kobiety. Taka odmiana dla naszych mam, cioć, babć, które mogą czuć się zmęczone ciągłym czytaniem o młodych podbijających świat.

Pru zapadła w sen z szerokim uśmiechem na twarzy, lecz zaledwie kilka godzin później poderwała się w panice, zlana potem. Drążącą ręką sięgnęła po szklankę wody stojącą na szafce przy łóżku. Zapaliła lampkę i próbowała otrząsnąć się z koszmaru, w którym regularnie powracała do niej twarz mężczyzny ze zbielałym, załzawionym okiem. Za każdym razem, gdy osuszał je białą, wykrochmaloną chusteczką, jej gardło paraliżował lodowaty strach, a w piersiach zaciskała się metalowa obręcz.

Stylistykę Amandy Prowse charakteryzuje duża dbałość o opisy. I są śliczne, co idealnie widać w przypadku tych wszystkich wypieków. Dosłownie nabiera się ochoty, by wstać, pójść do najbliższej cukierni, skosztować każdej możliwej słodyczy. Polecam zaopatrzyć się w jakiś talerzyk pełen smakołyków, inaczej książkę zamkniecie z poczuciem głodu! Co do dialogów, to nigdy nie wypadają sztucznie. Są zgrabnie napisane, bez zbędnego nadawania pompatycznego tonu. Akcję poprowadzono w taki sposób, że trudno byłoby się znudzić. Jest ciągle wartka, nawet w momentach, kiedy dana postać analizuje poszczególne sceny.

Główna bohaterka, Pru, z całą mocą zdobyła moją sympatię. To bardzo silna osobowość. Dorastała w biedzie i dużo poświęciła, by dojść na wymarzony szczyt. Spodobała mi się jej relacja z kuzynką. Obie postaci świetnie nakreślono, przez cały czas im kibicowałam, gdy pojawiały się kłody pod ich nogami. Wątek romantyczny może wydawać się niektórych odrobinę zbyt przesłodzony, ale moim zdaniem jest ciepły i wzruszający. Randki Pru i Christophera przypominają cudowne spotkania dwójki nastolatków, którzy potrafią się zawstydzić. Ujęła mnie ta nieśmiałość kobiety obawiającej się, jak ukochany przyjmie widok jej ciała — już niemłodego. Autorka ma talent do konstruowania powieści autentycznie urzekających.

„Szczypta miłości” to cudownie ciepła powieść, która rozgrzeje w te brzydkie wieczory. Nieprawdopodobnie urocza i jasno pokazująca, że każdy wiek jest odpowiedni na znalezienie uczuć, zawalczenie o nie, z całych sił. Niekiedy trzeba długo czekać, lecz warto. Będę wypatrywać kolejnych książek Amandy Prowse, z własnego doświadczenia wiem, iż doskonale nadają się na prezent!

Pru powoli zeszła do sutereny i przywołała na twarz wymuszony uśmiech. Wróciwszy z sobotniej wyprawy do Salcombe zrelaksowana i pełna entuzjazmu, długo nie mogła zasnąć. Leżała w mroku i rozmyślała o tym, co łączy ją z Christopherem. Z początku zapowiadało się na burzliwy romans, ale z biegiem czasu zdawał się traktować ją raczej jako bratnią duszę. Może źle zinterpretowała całą sytuację, a może ten wypadek zmienił coś między nimi? Ta obawa ciężko zalegała jej na sercu.


AUTOR • AMANDA PROWSE
TYTUŁ • „SZCZYPTA MIŁOŚCI”
LICZBA STRON • 384
WYDAWNICTWO • KOBIECE
ISBN • 978-83-65740-05-2

DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU KOBIECE ZA UDOSTĘPNIENIE EGZEMPLARZA RECENZYJNEGO.

4 komentarze:

  1. Aktualnie czytam "Trzy i pół sekundy" i już wiem, że chętnie sięgnę po inne powieści tej autorki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Powieść wydaje się być bardzo klimatyczna :) Z chęcią sięgnę po nią tej jesieni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Prowse ma dar do roztaczania takiej miłej atmosfery. :) Książki idealne na zimniejsze dni.

      Usuń