MICHAEL ZADOORIAN • „MAMY JESZCZE CZAS”


Starość bywa przerażająca. Widmo nieuchronnej śmierci, towarzyszące temu choroby, powolne oglądanie się na to, co już minęło. Jednak istnieją iskry, które potrafią na nowo wzniecić ogień, chęć życia na własnych zasadach. Czy można pokonać słabości i zawalczyć?

Małżeństwo Robina żyje ze sobą szczęśliwie od ponad pięćdziesięciu lat. Mają dwoje dzieci, wspólnie przechodzili przez wzloty i upadki, nieustannie się wspierając. Oboje są po osiemdziesiątce, a zdrowie nie dopisuje. Poważnie chorują — Ellę męczy rak, natomiast John musi żyć z Alzheimerem. Ich ciała i umysły świetnie się dopasowują. Kobieta ma nadal jasne spojrzenie, lecz fizyczność odmawia posłuszeństwa, słabnie. Mężczyzna ciągle posiada siły fizyczne, ale pamięć okrutnie zawodzi. Ella doskonale rozumie, że zbliża się dosłowny koniec, a lekarze już niewiele pomogą. Wbrew bliskim, doktorom, całemu światu wsiadają w swojego starego kampera i wyruszają w ostatnią podróż, z Michigan do Kalifornii. Ich celem jest dokładnie Disneyland. Ella nawiguje, a John prowadzi. Zdają sobie sprawę z konsekwencji, lecz nie widzą najmniejszej przeszkody w spełnieniu marzenia. Jadą poprzez słynną Route 66, jak przed laty. Jak wtedy, gdy byli młodymi ludźmi, zabierającymi ukochane dzieci na wakacje, spędzającymi piękne dni z przyjaciółmi. Odszukują własną przeszłość, przypominając to, co zabrał czas…


Momentami łapię się za głowę, gdy docierają do mnie fakty oczywiste. Sięgając po tę książkę miałam dziwne wrażenie, że gdzieś już ją widziałam, jakoś obiła mi się o uszy. To przeczucie nie było mylne. Wcześniej występowała pod innym tytułem, a konkretniej „Powrót na Route 66”! W oryginale brzmi jeszcze inaczej, bo „The Leisure Seeker”. Można się pogubić, prawda? Mą uwagę przykuła też sympatyczna okładka. Okazało się, iż to plakat filmowy, a tak chciałam ją określić. W adaptacji grają cudowna Helen Mirren i wspaniały Donald Sutherland. Seans ciągle przede mną, ale dorównanie lekturze będzie trudne! Spędziłam nad nią świetny czas, to chyba moja ulubiona książka przeczytana w marcu, a jesteśmy dopiero w połowie tego miesiąca. Jedna z tych pozostających w pamięci na bardzo długo. Zżyłam się z bohaterami niesamowicie.


Przyznaję, odrobinę bałam się, że powieść będzie dość cukierkowa, przesadzona. Klasyczny wyciskacz łez. Na szczęście, Zadoorian okazał się pisarzem rzeczywiście utalentowanym, świadomym siły swych słów. Historia iście filmowa, nie dziwi, iż kino się o nią upomniało. Lecz największą magią jest ta zwyczajność w nadzwyczajności. Elle i John chcą po prostu żyć — tylko tyle. Pewni ludzie mogą postawić na nich krzyżyk. Ot, staruszkowie, w końcu muszą umrzeć, przecież ich dobre dni minęły. Nic bardziej mylnego! Pokazują, że mimo bólu i chorób są w stanie spełnić zamierzony cel. Choćby spontaniczny. My, młodzi, również powinniśmy o tym pamiętać.

Mijamy kościół z wielkim neonowym krzyżem świecącym na niebiesko. Patrzę na to w nabożnym uniesieniu. Jakim tam nabożnym, na litość boską. Bez żartów. Natomiast nie posiadam się z zachwytu, widząc, jak na tej drodze jarmarczność nabiera dostojności, jak bezguście wkracza w codzienne życie. Trzeba podziwiać tych ludzi, gdy bez żenady przyciągają uwagę przejeżdżających kierowców, proponując czy to hamburgera, czy to zbawiciela.

Narratorem jest Ella, co nadaje całości uroku. Kobieta dowcipna, dzielna, godna naśladowania. Książkę charakteryzuje spory sarkazm i umiejętność obserwacji. Michael Zadoorian za pomocą swoich postaci przekazuje dużo mądrości, z której można czerpać, czerpać… To nie ckliwy romans. Tę pozycję czyta się szybko, godziny umykają niezauważone. Przyznam, iż jeszcze raz sięgnę po swój egzemplarz, po zobaczeniu ekranizacji, ku odpowiedniemu porównaniu. Chciałabym też go pożyczyć bliskim, aby poczuli czar, przystopowali, pomyśleli nad tym, co najważniejsze. Historia perfekcyjna na wczesną wiosnę.

Po lekturze naszła mnie pewna refleksja. Jak często zapominamy, że każdy był młody, energiczny, żywiący się nadzieją. Spójrzmy w oczy naszych dziadków i zauważmy, iż ich dusze w głębi nadal takie pozostały, mimo starzejącego ciała. Spędzajmy z nimi więcej godzin, bo wiele możemy się od nich nauczyć. Zastanawiam się, czy przypadkiem Michael Zadoorian właśnie tego nie chciał przekazać czytelnikom. Swoją drogą, uwielbiam momenty, gdy Ella i John oglądają wspólnie dawne slajdy, używając rzutnika oraz prześcieradła. Uwiecznione kiedyś chwile, zatrzymane dzięki aparatowi… Chyba na tę scenę czekam najbardziej, jeśli chodzi o wspominany niejednokrotnie w tej recenzji filmie. Idealny pomysł. Zaglądajmy do rodzinnych albumów.

„Mamy jeszcze czas” to powieść, która otworzymy Wam rzeczy na mnóstwo spraw, równocześnie sprawiając, że poczujecie dziwny spokój. Pełne dobrych wzruszeń i humoru, zdecydowanie spodoba się osobom lubiącym książki emocjonalne, ciepłe — ta świetnie nada się na prezent dla tych tracących radość z życia. Naprawdę, potrafi poprawić nastrój!

W pierwszej chwili widać tylko gęsty las: niebo i ziemia są usiane złotymi, szkarłatnymi i pomarańczowymi plamami — feeria ognistych barw. Tak jakby jesień rozlała się na błonie filmowej. Patrząc baczniej, widzisz między płonącymi drzewami coś jeszcze: zarys kampera. A obok nie niego jeszcze jeden, bardzo podobny do tamtego, zapewne własność naszych przyjaciół, Jima i Dawn Jillette. Kampery stoją równolegle do siebie, rozłożone markizy niemal się stykają. W ten sposób powstawała wspólna przestrzeń.


AUTOR • MICHAEL ZADOORIAN
TYTUŁ • „MAMY JESZCZE CZAS”
LICZBA STRON • 256
WYDAWNICTWO • HARPERCOLLINS POLSKA
ISBN • 978-83-276-2835-0

DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU HARPERCOLLINS POLSKA ZA UDOSTĘPNIENIE EGZEMPLARZA RECENZYJNEGO!


CHCECIE PRZECZYTAĆ RECENZJĘ RAZ JESZCZE?

4 komentarze:

  1. Dziękuję za tę recenzję, bo nigdy wcześniej nie słyszałam o tej książce, a myślę, że będzie to idealne lektura dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę czytać takich recenzji !!! Od razu chcę biec do księgarni, kupić książkę i czytać, czytać, czytać ...

    OdpowiedzUsuń