„Fotografia jako potężne medium wyrazu i komunikacji oferuje nieskończoną różnorodność postrzegania, interpretacji i działania” — rzekł niegdyś sam Ansel Adams. Każde zdjęcie jest w pewien sposób cenne, ale bywają fotografowie, którzy potrafią przekazać magię…
Vivian Maier to nazwisko znane w świecie fotografii od stosunkowo niedawna. Jedenaście lat temu, a dwa przed jej śmiercią, trzech kupców nabyło wykonane przez nią negatywy, odbitki, nagrania, gdy przestała opłacać miejsce, gdzie je przechowywała. Największą kolekcję uzbierał niejaki John Maloof, który dopiero po odejściu Maier odkrył jej dane. Kobieta zaczęła zdobywać sławę, a za życia tego nie zaznała. Apogeum nadeszło wraz z premierą filmu „Szukając Vivian Maier”. Dzisiaj to właśnie Maloof zajmuje się spuścizną artystki, liczącą, między innymi, sto tysięcy negatywów. Lecz postać fotografki nadal jest enigmatyczna. Trudno sobie wyobrazić myśli oraz odczucia, trzeba się kierować wskazówkami pozostawionymi w przejmujących zdjęciach. Christina Hesselholdt w beletryzowanej biografii oddaje głos samej zainteresowanej i kilku osobom z jej otoczenia, pokazując w skrócie drogę Vivian, od dzieciństwa aż do śmierci. Obserwujemy przygody z aparatem, pracę jako niania, podróż do Francji. Pojawia się sporo odpowiedzi, ale też mnóstwo fascynujących pytań. Kim tak naprawdę była Vivian? Dlaczego nie uzyskała sławy, choć ze swym talentem miała na to okazję? Czym stała się dla niej pasja?
Vivian Maier to nazwisko znane w świecie fotografii od stosunkowo niedawna. Jedenaście lat temu, a dwa przed jej śmiercią, trzech kupców nabyło wykonane przez nią negatywy, odbitki, nagrania, gdy przestała opłacać miejsce, gdzie je przechowywała. Największą kolekcję uzbierał niejaki John Maloof, który dopiero po odejściu Maier odkrył jej dane. Kobieta zaczęła zdobywać sławę, a za życia tego nie zaznała. Apogeum nadeszło wraz z premierą filmu „Szukając Vivian Maier”. Dzisiaj to właśnie Maloof zajmuje się spuścizną artystki, liczącą, między innymi, sto tysięcy negatywów. Lecz postać fotografki nadal jest enigmatyczna. Trudno sobie wyobrazić myśli oraz odczucia, trzeba się kierować wskazówkami pozostawionymi w przejmujących zdjęciach. Christina Hesselholdt w beletryzowanej biografii oddaje głos samej zainteresowanej i kilku osobom z jej otoczenia, pokazując w skrócie drogę Vivian, od dzieciństwa aż do śmierci. Obserwujemy przygody z aparatem, pracę jako niania, podróż do Francji. Pojawia się sporo odpowiedzi, ale też mnóstwo fascynujących pytań. Kim tak naprawdę była Vivian? Dlaczego nie uzyskała sławy, choć ze swym talentem miała na to okazję? Czym stała się dla niej pasja?
Fotografia to bardzo ważny aspekt mojego życia, z wielu powodów. Z naciskiem na tę tradycyjną, pochłaniającą czas spędzony w ciemni, mającą w sobie tę tajemnicę, gdy nie jesteśmy świadomi, jak rzeczywiście będzie prezentowało się dane zdjęcie. Długo mogłabym wymieniać ukochanych artystów z tej dziedziny, lecz ktoś zajmuje szczególne miejsce — właśnie Vivian Maier. Odkryłam ją dzięki filmowi dokumentalnemu w reżyserii Johna Maloofa i Charliego Siskela. Od tamtej pory to ona przychodzi mi do głowy podczas myślenia o ludziach, którzy pojmowali sens fotografii w sposób podobny do mnie. Naprawdę czekałam na polską premierę książki o Viv, a kiedy otrzymałam swój egzemplarz, to sięgałam po niego mnóstwo razy. I podejrzewam, że jeszcze niejednokrotnie wrócę do historii opowiedzianej przez Christinę Hesselholdt, ponieważ stworzyła ją w niesamowitej formie. Trafiła w moją wrażliwość idealnie.
Muszę przyznać, że trochę bałam się, iż autorka zacznie uderzać w banał, przejaskrawi sytuacje, dopowie dużo niepotrzebnych rzeczy. Nie ukrywajmy, życie Vivian Maier nadal jest zagadkowe. Podziwiamy jej twórczość, możemy nakreślić rys charakteru z informacji pochodzących od osób, które ją w jakimś stopniu znały. Choćby wychowankowie, pracodawcy. Ale to ciągle za mało, chyba częściowo na tym polega fenomen Maier — ciekawości. Hesselholdt czekała ciężka przeprawa, biografia artystki zawiera sporo luk, a należało je wypełnić tak, aby nie wpadać w przesadę. I uważam, że pisarka wyszła z tej próby obronną ręką, gdyż idealnie zachowała granicę między prawdą a fikcją.
W garderobie wisiał kołnierz z lisiej skóry, z majtającą głową i łapami. W ciągu roku Vivian zrobiła wiele zdjęć kobiet ubranych w lisi kołnierz; niektóre fotografie sprawiają, wrażenie, jakby te martwe lisy prowadziły ze sobą rozmowę, każdy zawieszony na ramieniu jakiejś kobiety albo za jej plecami. Dom składał się z dwunastu pomieszczeń i trzech łazienek, Vivian używała swojej do wywoływania zdjęć. Gdy pojawił się u niej, w jej pokoju, jakiś przedmiot, to już w nim pozostawał.
Oprócz narratora, jest kilka kolejnych punktów widzenia. Więc czytamy wypowiedzi nie tylko głównej bohaterki, lecz mamy też wgląd w historię, na przykład, jej pracodawców i podopiecznej. Ciekawostką może być fakt, iż te postaci są zlepkiem paru osób, także wydarzenia z ich udziałem. Ludzie, którzy interesowali się Maier przed lekturą z pewnością wyłapią te smaczki, skojarzą sytuacje z tymi wspominanymi w filmie. Całość wypada dość poetycko, jednak bez wydumania. Zauroczyły mnie porównania, fabuła płynie spokojnym rytmem, choć porusza ciężkie kwestie.
To książka głównie o emocjach, a fotografia jest tłem. Bardzo spodobało mi się nakreślenie dysfunkcyjnego dzieciństwa Vivian, mającego wpływ na jej przyszłe losy. Relacje z rodzicami, bratem, stosunek do mężczyzn. Wszystko fascynuje, ale równocześnie sprawia, że czujemy ogromny smutek. Na uznanie zasługuje wątek dziewczynki, którą Viv się opiekowała, przeżywającej podobne do swej niani problemy. Z kart powieści bije istota naszej bohaterki, ekscentrycznej, skromnej, stroniącej od ludzi, a jednocześnie tak odważnej, iż umiała wnikać w ich wnętrza za pomocą swych aparatów. Chciałabym pewnego dnia poznać ten rodzaj siły. Plastyczny opis zdjęć, miast, uczuć — jedna z najcudowniejszych pozycji przeczytanych przeze mnie w tym roku.
Książka Christiny Hesselholdt jest po prostu unikatowa. Mogę ją polecić i miłośnikom twórczości Vivian, i osobom, które nigdy wcześniej o niej nie słyszały. Piękna oraz przejmująca lektura. Rekomendacja Chrisa Niedenthala chyba najlepiej oddaje sens całości. „Biografia — bez biografii, o fotografii — bez fotografii”, nic nie trzeba dodawać.
W nocy zbudził mnie niezwykle nieprzyjemny dźwięk — najpierw wydawał się niepojęty, a po chwili dotarło do mnie, że to ta duża brązowa ćma, zamknięta w moim pokoju, z grzechotem uderza o panele, najwyraźniej osłabiona, już w pewnej fazie wysuszenia. Natknęłam się na nią, gdy włączyłam światło o dwudziestej pierwszej, i wtedy zaczęła się rozpaczliwie i pożądliwie szamotać. W ciągu lata nauczyłam się uwalniać motyle. Gdy któryś uderza o szybę w nieodpartym przekonaniu, że to powietrze, łapię go w szklankę, wsuwam talerz między szybę a naczynie, aby tworzył rodzaj pokrywki — a potem następuje wypuszczenie ku niebu.
AUTOR • CHRISTINA HESSELHOLDT
TYTUŁ • „VIVIAN”
LICZBA STRON • 256
WYDAWNICTWO • W.A.B.
ISBN • 978-83-280-5349-6
DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU KOBIECE ZA UDOSTĘPNIENIE EGZEMPLARZA RECENZYJNEGO!
CHCECIE PRZECZYTAĆ RECENZJĘ RAZ JESZCZE?
Kurczę odrzucilam propozycję jej zrecenzowania i trochę żałuję. Jednak nie do końca pewnie bym się w tej powieści odnalazła. Nie moje klimaty. Niemniej szkoda, że nie spróbowałam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam:
Biblioteka Feniksa
Wszystko przed Tobą! :)
Usuń