Boże Narodzenie miewa różne oblicza! Czasami widziane w krzywym zwierciadle, potrafi na moment odstąpić od patosu i wywołać szczery śmiech. W jaki sposób? Za pomocą opowiadań, oczywiście! Przezabawnych, ale z morałem…
Czy zdarzyło ci się kiedyś pomyśleć, że Boże Narodzenie mogłoby wyglądać inaczej?
Kolędy, prezenty, zimne ognie — wszystko to już nieco… trąci nudą.
Cóż więc powiesz na wielkie eksplodujące ciasto świąteczne, na paskudnego oswojonego bałwana śniegowego albo sympatyczną gadającą kuropatwę w koronie gruszy? A gdyby tak Święty Mikołaj zatrudnił się w zoo, narozrabiał w sklepie z zabawkami albo nawet został… aresztowany za włamanie?!
Zanurkuj w fantastycznie zabawny świat sir Terry’ego Pratchetta i wpadnij na świąteczną bajkową ucztę niepodobną do innych. Jedenaście opowiastek sprawi, że najpierw parskniesz, potem zakwiczysz, a wreszcie popłaczesz się ze śmiechu i już nigdy nie pomyślisz o Bożym Narodzeniu tak jak dawniej.
____________________
Pewnego ranka na głównej ulicy w Blackbury spadł śnieg. I może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że zdarzyło się to w połowie sierpnia. I że śnieg spadł tylko na kilka płytek chodnika, wprost z małej czarnej chmurki, która nad nimi zawisła. Na tym się jednak nie skończyło. W tym samym czasie trwało bowiem w ratuszu posiedzenie Rady Miejskiej i akurat gdy burmistrz wygłaszał mowę, kolejna mała chmurka popłynęła doń od strony otwartego okna, zatrzymała się tuż nad jego głową i… zaczęła się burza z piorunami! Nie był to może kataklizm — ot, kilka trzasków zamiast grzmotów, parę malutkich błyskawic leciutko rażących burmistrza, a do tego chwilowa ulewa, od której zbiegł mu się służbowy kapelusz — ale z pewnością coś, co zwykle nie zdarza się w czterech ścianach…
Samo wydanie jest po prostu piękne, zaprojektowane z dbałością o szczegóły. Okładka cieszy oko, do tego stopnia, iż wygląda na ciekawą ozdobę półki, właśnie w tym świątecznym okresie. W środku znajdziemy sporo ilustracji, zabawnych, troszkę kojarzących mi się ze starymi komiksami. Pojawiają się chyba na każdej stronie, świetnie komponując z tekstem. Duża czcionka nadaje całości taki rys przypominający czytane w dzieciństwie bajki. Odpowiednie porównanie, ponieważ „Sztuczna broda Świętego Mikołaja” w swojej narracji raczej miała brzmieć niczym opowiadana przy kominku baśń. Jeśli o ten efekt chodziło autorowi, to zabieg się udał, posiłkowany dokładnie szatą graficzną.
W książce zamieszczono dziesięć historyjek, które pochłania się niesamowicie szybko. Wystarczy jeden wieczór, ale wydaje mi się, że wielu będzie wracało do poszczególnych fragmentów. Momentami absurdalny humor potrafi doprowadzić do łez, widać brytyjski dowcip, choć wiem, iż nie każdy go lubi. Niemniej jednak po ten zbiorek chyba sięgną głównie osoby już zapoznane z Pratchettem, więc wszyscy powinni być zadowoleni. Pieczenie ogromnego placka, komputer piszący list do Świętego Mikołaja, babcia opiekująca się wielkim śniegoludkiem — to tylko kilka sytuacji, które nam się przedstawia.
Nie umiem się do czegokolwiek przyczepić. Rozdziały są króciutkie, lecz nie pozostawiają w poczuciu niedosytu. Każde z opowiadań jest bardzo oryginalne, po prostu wyjątkowe, wyróżniające się. Za wspólny mianownik można uznać przede wszystkim styl, aczkolwiek fabularnie sprawiają, iż trudno się w jakimkolwiek stopniu znudzić. Proste, a równocześnie niosą różnorakie przesłania. Pozbawiono je tradycyjnej pompatyczności, zastępując nią szaloną spontaniczność. Terry Pratchett łączył ze sobą, tylko powierzchownie, obce wątki, tworząc z nich coś zupełnie nowego. Normalnie nikt nie pomyślałby o Świętym Mikołaju, który próbuje pracować w ogrodzie zoologicznym! Nie wspominając (a jednak, wspominam) o kurku żyjącym na dachu, mającym wpływ na pogodę!
Oto publikacja zwyczajnie niezbędna do poczytania w czasie Bożego Narodzenia. Nie musimy tego robić samotnie, książeczka świetnie trafi do młodych miłośników literatury, którzy powinni chętnie potowarzyszyć nam w podróży wokół świata wymyślonego przez Terry’ego Pratchetta. Autora już nie ma, ale zostawił po sobie całą masę wspaniałych historii, regularnie powracających w różnych formach. Warto korzystać z przywileju, bo ciężko trafić na podobne poczucie humoru. „Sztuczna broda Świętego Mikołaja” może okazać się też cudownym prezentem!
Odwiedzający Blackbury często się zastanawiali, jak to możliwe, że wielki wiktoriański ratusz udało się zachować w tak nieskazitelnym stanie. Otóż było to zasługą Alberta Scrugginsa, woźnego, który mieszkał w piwnicy gmachu ze swym kotem Framblym. W wolnych chwilach między paleniem w kotłach centralnego ogrzewania i naprawianiem drobnych usterek Albert oddawał się głównie piciu herbaty. Trzeba wam wiedzieć, że podobnie jak jego ojciec i dziadek, którzy wcześniej piastowali tę funkcję, był niezmiernie dumny, że mieszka w ratuszu. Pewnego dnia, niedługo po świętach Bożego Narodzenia, Albert obudził się rankiem i natychmiast poczuł, że coś jest nie tak. Powietrze pachniało chłodem, a światło za malutkim piwnicznym okienkiem było białawe, jakby zamglone.
AUTOR • TERRY PRATCHETT
TYTUŁ • „SZTUCZNA BRODA ŚWIĘTEGO MIKOŁAJA”
LICZBA STRON • 192
WYDAWNICTWO • REBIS
ISBN • 978-83-8062-343-9
EGZEMPLARZ RECENZYJNY UDOSTĘPNIŁO WYDAWNICTWO REBIS — DZIĘKUJĘ!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz