Historie ofiar przemocy psychicznej.
W kilkunastu, napisanych w pierwszej osobie reportażach autorka pokazuje, jak człowiek wchodzi w toksyczną relację, jakie są jej kolejne etapy i jak trudno się z niej wyplątać. Bo — jak mówią wszyscy psychologowie i same ofiary — uruchamia się w nim mechanizm uzależnienia, z którego trudno się wyrwać, podobnie jak z nałogu alkoholowego czy każdego innego. Na dodatek ofiara z biegiem czasu słabnie: zaczyna kwestionować własny rozsądek i umiejętność oceny sytuacji, przyjmuje punkt widzenia przemocowca. I jeszcze jedno: otoczenie jest zwykle po stronie kata, nie wierzy ofierze.
Bohaterkami książki są głównie kobiety, ale autorka przedstawia także historię mężczyzny — ofiary.
____________________
Panią Renatę Kim, a konkretnie jej pracę, obserwuję od kilku lat. Zawsze imponowała mi jej rzetelność. Dlatego bardzo się ucieszyłam, gdy uzyskałam możliwość przeczytania najnowszej książki dziennikarki. Książki niezwykle kluczowej, a poruszającej delikatny temat — przemocy psychicznej. Sięgałam po sporo publikacji dotyczących tej kwestii. I nie wszystkie są godne polecenia. Autorzy często lekceważąco podchodzili do swoich rozmówców lub bohaterów, jakby umniejszali wadze problemu. Jednocześnie wiem, że potrzeba dużo umiejętności, by stworzyć pozycję ważną, odpowiednią w ocenie. A raczej taką, która pozwala czytelnikowi wysuwać własne wnioski, czasem okrutnie bolesne. Te cechy posiada „Dlaczego nikt nie widzi, że umieram”. Już sam tytuł wydaje się wstrząsający, obnażający prawdę. Banalny frazes? A jak ignorowany? Na tak kluczowe pytanie próbujemy szukać odpowiedzi, to trudne, lecz otwierające oczy. Szeroko, najszerzej.
Nie podobał mi się, wcale. Za to on od samego początku mówił, że jest między nami jakieś nadzwyczajne porozumienie, wspólnota dusz. Tylko on mnie rozumie, a ja rozumiem jego. Najpierw w kwestiach zawodowych, bo on tez jest dziennikarzem, ale potem coraz częściej także w prywatnych.
Wyciągał ze mnie informacje o moim życiu, wypytywał o wszystko. Szybko więc się dowiedział, że mam męża, z którym nie mam dzieci, układa nam się średnio. O sobie też opowiadał: że jest zakochany w żonie, mają bardzo szczęśliwe małżeństwo. I chyba nawet w to wierzył.
Jakiś czas później pojechałam na kilkumiesięczne stypendium za granicę. Kiedy wróciłam do Polski, praca na mnie nie czekała, a ja byłam w kiepskiej kondycji psychicznej.
Każda historia jest inna, aczkolwiek autorka zwraca uwagę na pewien schemat działania, wspólny mianownik łączący większość opowieści. Romantyczny początek, kiedy partner zdaje się być osobą wyjątkową, fenomenalnie czułą, dbającą o drugiego człowieka. Później pojawiają się drobne sygnały, które łatwo zignorować. Wszystkim zdarza się gorszy dzień, poryw złości. Następnie dochodzi kontrola, wbijanie w poczucie beznadziei, umniejszanie wartości. Przeprosiny, niezwykle wylewne, prosto w nie uwierzyć. I powtórka, niczym na mało zabawnej karuzeli. Oprawca odbiera głównie siłę — aby ofiara zapomniała o sobie, nie zdołała wykrzesać z siebie energii na odejście. W końcu bez niego jest zerem…
Kim pokazuje, że manipulatora trudno poznać na pierwszy rzut oka. Nie tworzy go status społeczny, majątek, wykształcenie ani płeć. Nie tylko mężczyźni krzywdzą, również kobiety potrafią stać się domowymi katami. Czy sprawcy rzeczywiście są aż tak mocni? A może pod ich zachowaniem kryją się głęboko skrywane kompleksy, które umieją milknąć wtedy, gdy wyżyją na kimś chore emocje? Psychologia przemocy jest tematem naprawdę skomplikowanym, ale godnym zgłębienia. Przykładowo, po to, by móc komuś pomóc, bo tyrania istnieje. I to bardzo blisko.
Całość chłonie się szybko, choć to ciężka publikacja, nie będę zaprzeczać. Ciężka emocjonalnie zwłaszcza dla ludzi, którzy mają wokół siebie ofiary albo też nimi były. Lecz warto przeczytać, żeby zrozumieć, że wina nigdy nie leży po stronie ofiary! Nigdy. A, jak wiadomo, takie myślenie często staje się wręcz obsesyjne. Naturalnie, lektura nie zastąpi dobrej terapii! Aczkolwiek ma działanie wspierające, niczym pierwszy krok w zwalczeniu demonów przeszłości. Pokazać, iż nie jesteśmy sami, a nasze przypadki nie są odosobnione. Natomiast reszta przekona się o skali pomocy. Kiedy cierpiący nas odrzucają, to kieruje nimi strach. Trzeba reagować, można w ten sposób zapobiec ostatecznej tragedii.
Jakiś czas później znowu zaszłam w ciążę, tym razem pozamaciczną. To jest stan zagrażający życiu, bo jajowód może pęknąć, a ja się z tym bujałam sama, nie dostałam od niego żadnego wsparcia. Potem dowiedziałam się, że kiedy ja siedziałam całymi dniami na izbie przyjęć w Szpitalu Wolskim, on balował w klubie nocnym. Na szczęście poroniłam, nie musiałam iść do szpitala na zabieg, to byłby dla mnie spory kłopot. Mam koty i nie miałby się kto nimi zająć, a na niego nie mogłam liczyć.
Tę noc po poronieniu spędzałam u niego, bo bałam się zostać sama, bolał mnie brzuch. Rano wciąż byłam bardzo słaba, nie miałam siły wstać z łóżka. Nie zapytał mnie, jak się czuję, czy wszystko ze mną OK. Wstał wściekły, a później, kiedy już się kłóciliśmy, powiedział z pretensją: Nawet herbaty mi nie zrobiłaś.
„Dlaczego nikt nie widzi, że umieram” to świetna pozycja, bardzo istotna na polskim rynku wydawniczym. Aktualnie, z powodu zagrożenia zarażenia koronawirusem, musimy pozostawania w swoich domach. Pomyślmy tylko, ile ludzi musi teraz spędzać całą dobę w poczuciu niebezpieczeństwa? W otoczeniu wyłącznie swego oprawcy. Jeśli szukacie natychmiastowego wsparcia bez wzbudzania podejrzeń, znajdźcie na Facebooku fanpage „Rumianki i bratki”. To fikcyjny sklep kosmetyczny, gdzie po drugiej stronie monitora siedzi psycholog, nie sprzedawca. Pomoże Wam — ratujcie skórę.
AUTORKA • RENATA KIM
TYTUŁ • „DLACZEGO NIKT NIE WIDZI, ŻE UMIERAM”
LICZBA STRON • 320
WYDAWNICTWO • W.A.B.
ISBN • 978-83-2807-534-4
EGZEMPLARZ RECENZYJNY UDOSTĘPNIŁO WYDAWNICTWO W.A.B. — DZIĘKUJĘ!
Jest to ważna książka, bo o przemocy powinno się mówić głośno. Przeczytam na pewno.
OdpowiedzUsuńMocna lektura, ale bardzo wartościowa.
Usuń