TOMASZ MATERA • „KULAWY SZERMIERZ”


Kaleki szermierz Uther Mac Flann nade wszystko pragnął usunąć z drogi Skowronka i odzyskać pozycję u boku generał Victorii Dauberg. Nie spodziewał się, że eskortowanie czarodziejki Agnes z Rubinowej Wieży wprawi w ruch nieodwracalny bieg wydarzeń.

Amber, dyplomatka Heptarchii Oryksejskiej, podąża szlakiem zaginionej siostry, jednak los drwi z jej poszukiwań. Jedyne, co odnajduje, to grób Agnes, ślady okrutnego mordu… oraz trop wskazujący na fechmistrza Mac Flanna. Co wyniknie z ich spotkania?

Tymczasem w Mieście Wież jego niezłomny obrońca, Koriolan, musi stawić czoła nie tylko żałobie po utracie żony i córki. Gebryjczycy podnieśli buńczuk na zachodzie i wkrótce staną u bram Oryksu.

Losy postaci splatają się na tle wojennej zawieruchy w pogmatwany węzeł, tętniący od ludzkich przywar i namiętności. Z tygla wydarzeń nikt nie wyjdzie nieodmieniony. Obsesja, zdrada i ambicja zaprowadzą bohaterów na skraj przepaści… i na dno upadku.

Bowiem gdy ceną odkupienia jest wyrzeczenie się zemsty, ludziom wojny pozostaje tylko jeden wybór.

____________________

Po krótkiej przerwie wracam do dalszego zapoznawania się z książkami fantasy. Tym razem wpadła mi w ręce debiutancka powieść polskiego autora. A tych lubię odkrywać wyjątkowo — taki specyficzny rodzaj patriotyzmu. I chęć doedukowania się, bo kiedyś wspominałam, że znajomość mego rodzimego rynku jest dość słaba. Dlatego próbuję (jak najwięcej) nadrabiać. „Kulawy szermierz” miesza w sobie sporo wątków, co może zachęcić do czytania osoby, które nie przepadają za fabułami skupionymi na fantasy wyłącznie. Odrobina romansu, dużo dowcipu (mimo ogólnie mrocznej oraz przytłaczającej atmosfery), interesujący pomysł. Tak wypadło pierwsze wrażenie, kiełkujące po przeczytaniu początkowych rozdziałów. A najbardziej zaciekawił mnie sam główny bohater, o czym opowiem już za chwilę. Jednak teraz przyznam, iż jestem nawet zadowolona z lektury. Całość pochłonęłam stosunkowo szybko, wbrew pokaźnym gabarytom. Cóż, głowa autora zakipiała ideami!

Pijany zemstą Uther ryknął, przyskoczył do leżącego i tnąc znad głowy, opadł w przyklęk na zdrowe kolano. Straszliwy cios, zdolny zdjąć głowę z karku dorosłego byka, trafił w bruk. Oszołomiony Malagrida odturlał się w porę, a klinga skrzesała iskry na kamieniu i pękła z żałobnym jękiem. 
Obaj fechtmistrze zbierali się z ziemi przy wtórze mieszanych reakcji publiczności. Westchnienia zgrozy, brawa i dopingujące okrzyki ledwo docierały do uszu walczących. Uther pokuśtykał do ławy, gdzie czekały nagie, niezbrukane ostrza. Dzierżył w zaciśniętej pięści ułomek złamanego brzeszczotu. Wbił go w sękaty blat, drążąc przeszywającym spojrzeniem surową twarz generał Dauberg. Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi. Wybrał dwa ciężkie pałasze z kabłąkowymi jelcami. 
Skowronek czekał na przeciwnika w centrum arenu, wciąż czując cichnące dzwonienie pod czaszką. Nie mizdrzył się już do widzów i nie błaznował.

Styl Tomasza Matery wydaje się być w porządku. Nie sili przesadnie na raczenie wydumanymi archaizmami, dość frapująco opisuje świat przedstawiony, wciągając w żywiołową fabułę. Nuda? A co to takiego? Początkowo sądziłam, że te wszystkie pojedynki mnie znudzą, bo na co dzień sięgam po inny rodzaj literatury — aczkolwiek sceny walk przypomniały mi naprawdę dobry film. Potwory, czarodzieje, czarne charaktery… Cóż, musimy przyswoić sporo informacji! Ale ciężko narzekać na jakikolwiek przesyt, gdyż każda historia odpowiednio łączy się z kolejną, tworząc spójną układankę, bez brakujących elementów. W takich kwestiach trudno znaleźć większą wadę, wpływającą na ogólną ocenę książki.

Nie mogę uznać, że „Kulawy szermierz” jest w pełni powieścią fantastyczną. Autor bardzo dużo zaczerpnął z historii, ludowych tradycji, umiejscawiając je w fikcyjnym świecie. Do tego lekkie nawiązania do poczytnych pisarzy, których nawet ja znam, chyba raczej w formie oddania hołdu, niźli konkretnej inspiracji. Akcję obserwujemy z różnych perspektyw, dzięki czemu łatwiej wczuwamy się w poszczególne postacie, odgadujemy poszczególne emocje. Liczę, iż kolejne tomy (pewnie wkrótce ujrzą światło dzienne) będą utrzymane na podobnym poziomie. A może jeszcze wyższym?

A teraz punkt, na który czekamy — bohaterowie! Cała masa. Wielu z nich od razu polubimy, aby szybko się zorientować, że nadeszła pora pożegnania. Krew leje się niczym woda, dlatego lepiej unikać sentymentów oraz przyzwyczajeń. I pamiętać o odrobinie skupienia, gdyż rozkojarzeni czytelnicy mogą poczuć pewien natłok. Natomiast nasz Uther to mężczyzna nietuzinkowy, ciekawy, i nawet dobrze skonstruowany. Co prawda, chciałabym więcej dowiedzieć się czegoś o wpływie jego kalectwa na charakter, zachowania, lecz sądzę, iż te tematy zostaną poruszone w następnej części. Jednak właśnie Mac Flann jakoś najmocniej ze mną „został”, i to wcale nie z powodu ogromu trupów!

Wszystko było gotowe do podróży, lecz misterny plan został zniweczony niespodziewaną chorobą dziecka. Agnes dostała nagle dziwnej czkawki, przez którą nie mogła usnąć ani jeść. Dziewczynka płakała nieustannie, a jej malutka pierś podskakiwała nieregularnie. Uther wezwał medyka do Szalonego Górala i czekał w oberży, podczas gdy Grigor i Hansel udali się do Chyżego Śmiałka, by załadować bagaże i na własne oczy obejrzeć łajbę. Kulawy szermierz miał do nich dołączyć, gdy tylko mała poczuje się lepiej. 
Doktor przyszedł, wysłuchał, poszarpał się po pejsach, pokiwał głową mądrze a uczenie. Podał Agnes jakieś świństwo z ampułki, zatykając jej przy tym nosek kościstymi palcami. Przełknęła i prawie natychmiast zapadła w sen. Lekarz kazał wezwać się, jeśli po przebudzeniu czkawka powróci.

Debiut Tomasza Matery uznaję za udany. Nie wiem, czy spodoba się czytelnikom bez reszty pochłoniętym przez książki fantastyczne, bo zapewne mają wymagania o wiele większe ode mnie. Ale w sytuacji, gdy (jak ja) ciągle jesteście na „drodze poznania”, to powinniście spędzić nad swoim egzemplarzem interesujący weekend. Trzymam kciuki za dalszy rozwój autora i mam nadzieję, że jeszcze będę miała okazję sięgnąć po jego przyszłe fabuły. Widzę potencjał, a przede wszystkim — mnóstwo pasji oraz zaangażowania. Gratulacje.


AUTOR • TOMASZ MATERA
TYTUŁ • „KULAWY SZERMIERZ”
LICZBA STRON • 520
WYDAWNICTWO • INITIUM
ISBN • 978-83-6632-835-8

EGZEMPLARZ RECENZYJNY UDOSTĘPNIŁO WYDAWNICTWO INITIUM — DZIĘKUJĘ!


CZY CHCIELIBYŚCIE PRZECZYTAĆ INNE OPINIE DOTYCZĄCE KSIĄŻKI?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz