NORA ROBERTS • „CATHERINE”


Na skalistym urwisku nad zatoką w stanie Maine stoi Towers, wspaniała rodzinna rezydencja, w której żyje legenda o niespełnionej miłości i ukrytych szmaragdach.

Mieszkankami Towers są cztery siostry, gotowe bronić swojej posiadłości wbrew wszelkim przeciwnościom losu.

Catherine najbardziej ze wszystkich sióstr sprzeciwia się sprzedaży Towers, choć koszty utrzymania rezydencji znacznie przekraczają możliwości panien Calhoun. A już za nic nie może dopuścić, by nabył ją magnat hotelowy Trenton St. James, który ich ukochany dom potraktowałby jako kolejny interes. Trenton to jednak nie tylko biznesmen, lecz także mężczyzna o romantycznej duszy…

____________________

Z najświeższych obliczeń wynika, że po raz piąty sięgam po książkę autorstwa Nory Roberts, a cała masa jeszcze przede mną. Ale tym razem już opuszczamy świat książąt, księżniczek i ich miłostek. Nie ukrywam, polubiłam poprzednie fabuły, bohaterów, skomplikowane relacje rodzinne oraz wszelkie perypetie. Jednak nadszedł czas na zmiany — poznajemy niejaką Catherine. Lato odchodzi, lecz mamy do czynienia z dość wakacyjną lekturą, przyjemnie rozgrzewającą w ostatnio chłodne dni. Tak, twórczość Roberts jest, moim zdaniem, dobrą odskocznią od rzeczywistości, problemów, pomaga się odprężyć, gdy najbardziej potrzebujemy. odrobiny spokoju. Oczywiście, w tego typu literaturze trafiamy na pewne absurdy, banały albo niedorzeczności, aczkolwiek zazwyczaj przyjmujemy je z przymrużeniem oka. Nie bawią w złośliwy sposób, raczej „uroczy”, trochę bajkowy. A teraz skupmy uwagę na tytułowej bohaterce, jej ukochanym. Mała doza skromnych przemyśleń…

Coco nie chodziło o sprzedaż domu, lecz o wystawienie jednej z siostrzenic na aukcję, i najwyraźniej C.C. była pierwsza w kolejności, a od niego oczekiwano, że zaoferuje najwyższą stawkę. No cóż, kobiety z rodu Calhounów będą musiały przeżyć gorzkie rozczarowanie, pomyślał Trent, i gdzie indziej ulokować swoje matrymonialne nadzieje. 

Obiecał sobie, że St. Jamesowie i tak dostaną ten dom. Bez żadnych zobowiązań, a szczególnie bez małżeńskich łańcuchów. Już on do tego doprowadzi. 

Rozzłoszczony nie na żarty, szedł stromą, krętą ścieżką. Gdy przyłapał się na tym, że mówi sam do siebie, uznał, że powinien wybrać się na długą, samotną przejażdżkę. Wybrał Park Narodowy Acadia, gdzie pracowała Lilah. Dziel i rządź, pomyślał. Ta stara zasada była wciąż aktualna. Trzeba dopaść każdą z siostrzyczek osobno, najlepiej poza Towers.

Schemat wygląda klasycznie: mamy damsko-męski duet, który na początku pała do siebie niechęcią. A im bardziej robią sobie na złość, tym mocniej się zakochują. Wiem, brzmi podobnie do wielu innych powieści. Lecz C.C. (to przezwisko Catherine) jest wyjątkowo sympatyczna, polubiłam ją, dzięki czemu zaciekawiły mnie jej dalsze losy. Trzymałam kciuki za szczęśliwe zakończenie i pomyślałam, iż fajnie byłoby rzeczywiście poznać taką osobę! Dowcipną, bystrą, wrażliwą, ale też silną. Trochę laurka, jeśli mam wymienić jakąkolwiek wadę, to chyba ogromny temperament!

Całość napisano prostym językiem, bez silenia na żenujące wyznania miłości. Dialogi wypadają naturalnie. Na uwagę zasługują opisy otoczenia, niezbyt rozwlekłe, aczkolwiek bardzo obrazowe, przenoszące czytelnika w sam środek historii. Tak, jakbyśmy obserwowali poczynania postaci będąc bliską im osobą, stojącą z boku, pozbawioną możliwości ingerencji, lecz żywo zainteresowaną wszystkim, co się dzieje. Dlatego książkę przeczytałam tę szybko, zajęła mi dwa wieczory, a wielu pewnie skończy ją w zaledwie kilka godzin. A jej miła atmosfera na trochę pozostanie w pamięci.

Sposób, w jaki powieść nakreśla dwie różne epoki potrafi zaciekawić. Tragiczna historia miłosna Christiana i Bianki, połączoną z tajemnicą zaginionego naszyjnika, to interesujący dodatek do głównej osi akcji, a ja zawsze przepadałam za retrospekcjami, zespojeniem przeszłości z teraźniejszością. Wpleciono nawet… duchy, co może niektórym nie przypadnie do gustu, jednak zapewniam — owe fragmenty trudno określić „żenującymi”. Natomiast relacja C.C. i Trenta jest po prostu słodka! Gdy opada między nimi wojenny kurz, zaczynają traktować siebie nawzajem troszkę staroświecko, a równocześnie niewinnie, romantycznie. Owszem, uczucie wybucha szybko, co łatwo zrozumieć, spoglądając na liczbę zadrukowanych kartek. Nie stracono ani chwili.

Trent wrócił do swojego pokoju. Obok łóżka stała teczka z papierami, nad którymi zamierzał popracować. Przysunął krzesło do odrapanego biurka i pochylił się nad pierwszą partią dokumentów. 

Dziesięć minut później przyłapał się na tym, że patrzy w okno, a papiery leżą przed nim nietknięte. Potrząsnął głową, wziął do ręki długopis i usiłował się skupić. Udało mu się przeczytać pierwsza słowo, a potem nawet cały akapit. Gdy przeczytał go po raz trzeci, a mimo to nadal nic nie rozumiał, z niechęcią rzucił długopis i wstał. 

To było zupełnie bez sensu. Zawsze dobrze mu się pracowało w pokojach hotelowych, dlaczego więc teraz nie potrafił się skupić? Pokój miał wszystko co potrzeba: ściany, sufit, biurko, a nawet kominek, w którym Trent mógłby rozpalić ogień, bo przydałoby się trochę ciepła po trzydziestu minutach spędzonych w towarzystwie C.C.

Podsumowując, wydaje mi się, że „Catherine” rozpoczyna całkiem fajny cykl! Z przyjemnością sięgnę po kolejne tomy i już zacznę ich wypatrywać. A mam wrażenie, iż pojawią się stosunkowo często, patrząc na odstępy czasu między poprzednimi książkami. Jeśli lubicie literaturę lekką, sprawiającą sporo radości przy czytaniu, to zdecydowanie musicie zapoznać się z twórczością Nory Roberts. Wypada naprawdę dobrze w porównaniu z mnóstwem współcześniejszych autorek, nie traci na aktualności, więc rozumiem jej fenomen, na który pracowała przez lata.


AUTORKA • NORA ROBERTS
TYTUŁ • „CATHERINE”
PRZEKŁAD • ALINA PATKOWSKA
LICZBA STRON • 240
WYDAWNICTWO • HARPERCOLLINS POLSKA
ISBN •  978-83-276-5531-8

EGZEMPLARZ RECENZYJNY UDOSTĘPNIŁO WYDAWNICTWO HARPERCOLLINS POLSKA — DZIĘKUJĘ!



CZY CHCIELIBYŚCIE PRZECZYTAĆ INNE OPINIE DOTYCZĄCE KSIĄŻKI?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz