AGATA KOMOSA-STYCZEŃ • „TATERNICZKI. MIEJSCE KOBIET JEST NA SZCZYCIE”


Po co zdobywać góry? Bo są. Tak powie każdy, kto kiedykolwiek stanął na szczycie.

Tatry dumnie stoją i kuszą turystów od wieków. Jednak dostęp do najtrudniejszych tatrzańskich szlaków nie był prosty, szczególnie dla kobiet. Bo zdobywanie Tatr przez kobiety było inne od męskiego. Poza kruszyznami, ekspozycją i pionowymi ścianami musiały mierzyć się ze swoją pozycją społeczną, kulturową, nieustannym deprecjonowaniem — a nawet strojem.

Taterniczki — kobiety i dziewczyny, które szły w górę niezależnie od wszystkiego. Twarde charaktery i pilne kursantki, subtelne sportsmenki i muskularne wspinaczki. Dostosowują się do zmaskulinizowanego sportu i walczą o kobiecy styl uprawiania tej dyscypliny.

Oto ich historia podboju Tatr.

____________________

Podobno góry mogą uzależnić. Jestem w stanie w to uwierzyć, czytając relacje alpinistów, himalaistów, a wreszcie — taterników. Ale teraz głos oddano taterniczkom, z wyjątkowym naciskiem na fakt, że są kobietami. Gdy myślimy o wspinaczkach, wówczas od razu przychodzi nam do głowy nazwisko Wandy Rutkiewicz. I co dalej? No, właśnie. Sama przyznaję, dotyczy mnie ten problem, dlatego postanowiłam sięgnąć po książkę Agaty Komosy-Styczeń, aby móc poszerzyć swoją wiedzę. Poznać bohaterki, które okażą się swoistą inspiracją. I, rzeczywiście, lektura okazała się być niebywale wciągająca. Momentami zaskakująca, sporo z niej wyniosłam, choć w innej dziedzinie niż się spodziewałam. Muszę także wspomnieć, iż wydanie jest po prostu piękne (wiem, zbyt często zwracam uwagę na podobne aspekty, może się kiedyś poprawię), świetnie uzupełniające treść. Treść dość istotną, choć też jednowymiarową, o czym wspomnę za moment.

Nie dajcie się zwieść pozorom, autorka opisuje nie tylko współczesność. Przenosimy się w czasie w odległe lata, gdy kobiety po górach chodziły jeszcze w sukniach i krynolinach. Nawet wtedy, mimo braku jakichkolwiek udogodnień, płynący z wysokości urok potrafił skutecznie zaczarować, wbrew konwenansom. Ta „historyczna” część książki najbardziej mnie zafascynowała, gdyż, jak zapewne sporo osób, wspinaczki kojarzyły mi się przede wszystkim z połową oraz końcem dwudziestego wieku, a jeśli wcześniej, to tylko z opowieściami mężczyzn. Naprawdę, początki były arcytrudne, dlatego wyjątkowy podziw budzą pionierki wspinania, niezwykle ambitne, przecierające, nomen omen, szlaki. Szlaki wcześniej dla nich niedostępne.
We wspinaniu urzekła mnie intensywność przeżywania gór. Mieszkanie w schronisku, na taborisku, biwaki w kolebach. Możliwość dotarcia w każdy zakątek Tatr. Długie włóczęgi i nocne spacery. Nielegalne i legalne wyprawy w Tatry Słowackie. Ludzie też. Tworzyliśmy małą zaprzyjaźnioną grupę, która koczowała w Moku przez całe lato. Podobało mi się, że wszystko było na luzie i na wesoło. Bez zawiści. Nawet wyśmiewanie się z cudzych niepowodzeń czy jajarstwa było na ogół pozbawione złośliwości. W zimie obowiązkowo trzeba było przyjechać do Moka trzy razy: na sylwestra, na ferie akademickie i na śmigus-dyngus. To stamtąd wyruszaliśmy na bliższe i dalsze ściany. 
Z wielkim sentymentem wspominam eskapady z Morskiego Oka na Słowację. Były to długie wycieczki, często z biwakami w dolinach. Oprócz przyjemności wspinaczkowych przynosiły emocje związane z nielegalnym przekraczaniem granicy i wymagały dobrego pracowania logistycznego.


Gładko przechodzimy do części wypełnionej wywiadami. To galeria interesujących kobiet, choć nie wszystkie, z którymi Komosa-Styczeń się skontaktowała zgodziły się na rozmowę, z różnych powodów. Niemniej jednak dyskusje już nam przedstawione są rzeczywiście frapujące — wypełnione pasją bijącą z każdego słowa. Poznajemy blaski i cienie wspinaczki, bo również tych drugich nie brakuje, choć poczucie spełnienia rekompensuje wszelkie boleści. Rozmówczynie niczego nie ukrywają, unikają owijania w przysłowiową bawełnę. Pokazują rzeczywistość wspinania taką, jaka w istocie jest. Piękną, lecz równie trudną, i nie zawsze ma to związek z problemami technicznymi.

Książka ma wydźwięk feministyczny, nie mogę temu zaprzeczyć, ale też, według moich odczuć, trudno znaleźć tu jakiekolwiek przytyki na temat wyższości kobiet nad mężczyznami. Po prostu stwierdzono, że w pewnych kwestiach wspinaczki muszą borykać się z innymi problemami, zwłaszcza z umniejszaniem ich zasług, tak zwanymi „forami”, bo zapewne „są słabsze”, co naprawdę nie zawsze pokrywa się z prawdą. Jednocześnie, rozmówczynie przyznają, że momentami również kobiety wprowadzają kiepską atmosferę, głównie przez kłótnie między sobą. Dlatego pamiętajmy, to publikacja o kobietach, więc cóż dziwnego — właśnie nam poświęcono najwięcej miejsca, a feminizm jest nieodłączną kwestią w takiej tematyce. Z czysto socjologicznego punktu widzenia.

Taterniczki są świetną propozycją nie tyle dla miłośników wspinaczki, co dla osób zainteresowanych tematyką feministyczną. Jeśli macie wokół siebie takich czytelników, to książka Agaty Komosy-Styczeń będzie dla nich idealnym prezentem. To lektura ważna, wzruszająca. Głęboko podziwiam każdą z przedstawionych bohaterek, mając nadzieję, że nigdy nie będą się bały mówić głośno tego, co myślą. Z przyjemnością sięgnę też po kolejne publikacje autorki. Liczę, iż już wkrótce usłyszymy o nowym tytule, a poprzeczkę powiesiła sobie naprawdę wysoko!


AUTORKA • AGATA KOMOSA-STYCZEŃ
TYTUŁ • „TATERNICZKI. MIEJSCE KOBIET JEST NA SZCZYCIE”
LICZBA STRON • 264
WYDAWNICTWO • PRÓSZYŃSKI I S-KA
ISBN • 978-83-8234-099-0

EGZEMPLARZ RECENZYJNY UDOSTĘPNIŁO WYDAWNICTWO PRÓSZYŃSKI I S-KA — DZIĘKUJĘ!


CZY CHCIELIBYŚCIE PRZECZYTAĆ INNE OPINIE DOTYCZĄCE KSIĄŻKI?

1 komentarz: