Opowieść, w której Paddington wprost z Mrocznego Zakątka Peru przybywa do Londynu i znajduje swoje miejsce na świecie.
Proszę zaopiekować się tym niedźwiadkiem — głosił napis na tabliczce zawieszonej na szyi pewnego misia, który przybył z Mrocznego Zakątka Peru i samotnie stał na peronie stacji Paddington. Państwo Brownowie postanowili przygarnąć nieszczęśnika, ale… tylko na jedną noc. Czy miś zaskarbi sobie ich serca? Czy jego dobre wychowanie i poczciwa dusza wygrają z wyjątkowym, nawet jak na niedźwiedzie, talentem do wpadania w kłopoty, i to po same puchate uszy?
Paddington to niezwykły przyjaciel twojego dziecka. Mały niedźwiadek o wielkim sercu. Wielbiciel marmolady, dobrych manier i przygód! Opowieści o nim to również klasyka brytyjskiej literatury dziecięcej w najlepszym wydaniu. Seria przetłumaczona na ponad 30 języków, która już od ponad 60 lat rozgrzewa serca maluchów i pokazuje, że gafy zdarzają się najlepszym. I misiom, i dzieciom.
Dla wszystkich, którzy mają misia w sercu.
____________________
Cóż mogę dodać? Oczywiście, chętnie dalej rozpływałabym się nad uroczym Paddingtonem, ale chyba już dostatecznie przedstawiłam Wam, skąd bierze się mój zachwyt. Gorąco zachęcam do wybrania się do najbliższej księgarni, znalezienia półki oznaczonej literką „B” (jak „Bond”) i zaproszenia Niedźwiadka do naszego domu. Po raz kolejny podkreślę, że bardzo cieszy mnie fakt, iż finalnie mogłam tego bohatera lepiej poznać oraz go pokochać. Lecę czytać kolejne tomy, a trochę mi ich jeszcze zostało — uff, na szczęście!
____________________
Uważam, że z książek dla dzieci po prostu się nie wyrasta — i już! Sama jestem tego świetnym przykładem, bo namiętnie śledzę wszelkie nowości oraz reedycje. W tym roku sześćdziesiąte (!) urodziny obchodzi Paddington, czyli jeden z najpopularniejszych niedźwiadków na świecie. Z tej wyjątkowej okazji w ręce polskich czytelników trafia odświeżone wydanie, z piękną okładką, znanymi już ilustracjami autorstwa Peggy Fortnum, ale, co najważniejsze, z tą samą treścią, która zachwyca już od lat! Przyznaję, że będąc dzieckiem nie szalałam za Paddingtonem, woląc Puchatka, lecz nigdy nie jest za późno, aby się zrehabilitować. Teraz nadarzyła się ku temu odpowiednia okazja, co bardzo mnie ucieszyło. Bo zdążyłam odkryć, iż bohater Michaela Bonda znakomicie poprawia mi humor w najczarniejszych dniach. Na chwilę znowu mogę stać się beztroską dziewczynką, która wierzy, że w końcu spotka różne gadające zwierzątka.
W książce znajdziemy osiem rozdziałów, a każdy opowiada o innej przygodzie. Poznajemy sam początek historii Niedźwiadka — to, jakim sposobem znalazł się w Londynie, skąd się wzięło jego imię, jak zostaje przyjęty przez swoją nową rodzinę, u której miał się zatrzymać na zaledwie jedną noc! Cóż, Paddington podbił serca Brownów, podbił również serca czytelników. Nic w tym dziwnego. Powieść Michaela Bonda zawiera w sobie uniwersalne prawdy, czasami o nich zapominamy, ale one ciągle trwają. Gotowe, aby na nowo je odkryć. Zwłaszcza w towarzystwie naszych pociech — idealny sposób na spędzanie wspólnego czasu. My, dzieci, Paddington. I może jeszcze ciasteczka…
Całość napisano językiem prostym, odpowiednim dla młodych czytelników, aczkolwiek uniknięto przesadnej infantylizacji sprawiającej, że dana pozycja traci na wartości. Nie da się nie zauważyć specyficznego brytyjskiego poczucia humoru (wiem, nie każdy przepada), towarzyszącego wszelkim wydarzeniom, które Niedźwiadka spotykają. A życie w wielkim mieście to dla Paddingtona prawdziwa nowość! Nie da się uniknąć zabawnych wpadek, ale wszystko można naprawić z pomocą miłości. A Brownowie swojego przyjaciela kochają mocno, zawsze wyciągając w jego stronę pomocną dłoń — i z wzajemnością. Obserwowanie tej rodziny, ich relacji, to prawdziwa przyjemność.
Duża czcionka ułatwia rozpoczęcie pracy nad samodzielnym czytaniem, dlatego uważam, że to wydanie znakomicie nada się do nauki. Nauki spokojnej, owocnej, a przy tym będącej zabawą. Książka Bonda zawiera w sobie czystą esencję dzieciństwa, kojarzącego się z leniwym niedzielnym popołudniem, gdy wspólnie pijemy kakao, poniedziałek jest jeszcze daleko, a słońce delikatnie wpada przez okno. A może to dźwięk deszczu…? Teraz, będąc dorosłym człowiekiem, już doskonale rozumiem, dlaczego „Miś zwany Paddington” to absolutna klasyka gatunku, obok wspomnianego wcześniej „Misia Puchatka”, „Piotrusia Pana” albo „Alicji w Krainie Czarów”. Pewne historie zostają z nami na zawsze, więc dobierajmy je właściwie, dla nas oraz dzieci.
Barkridges to duży sklep — miał nawet własne ruchome schody i kilka wind. Pani Brown zawahała się przez chwilę, po czym poprowadziła Paddingtona do windy. Miała już dość ruchomych schodów jak na jeden dzień.
Dla niedźwiadka wszystko — albo prawie wszystko — było zupełną nowością, a przepadał za poznawaniem nowych rzeczy. Po kilku chwilach uznał jednak, że zdecydowanie woli ruchome schody. Jedzie się po nich miło i spokojnie. Za to windy! Te okazały się pełne ludzi dźwigających pakunki i zbyt zaaferowanych, by dostrzec małego niedźwiadka — jedna z kobiet oparła nawet na jego głowie koszyk na zakupy i bardzo się zdziwiła, gdy się odsunął. Jakby tego było mało, Paddington doznał uczucia, że połowa jego ciała spada, podczas gdy druga połowa nie rusza się z miejsca. Ledwo zdołał się do tego przyzwyczaić, gdy druga połowa dogoniła pierwszą, a nawet ją wyprzedziła, tuż przed tym, jak rozsunęły się drzwi.
Całość napisano językiem prostym, odpowiednim dla młodych czytelników, aczkolwiek uniknięto przesadnej infantylizacji sprawiającej, że dana pozycja traci na wartości. Nie da się nie zauważyć specyficznego brytyjskiego poczucia humoru (wiem, nie każdy przepada), towarzyszącego wszelkim wydarzeniom, które Niedźwiadka spotykają. A życie w wielkim mieście to dla Paddingtona prawdziwa nowość! Nie da się uniknąć zabawnych wpadek, ale wszystko można naprawić z pomocą miłości. A Brownowie swojego przyjaciela kochają mocno, zawsze wyciągając w jego stronę pomocną dłoń — i z wzajemnością. Obserwowanie tej rodziny, ich relacji, to prawdziwa przyjemność.
Duża czcionka ułatwia rozpoczęcie pracy nad samodzielnym czytaniem, dlatego uważam, że to wydanie znakomicie nada się do nauki. Nauki spokojnej, owocnej, a przy tym będącej zabawą. Książka Bonda zawiera w sobie czystą esencję dzieciństwa, kojarzącego się z leniwym niedzielnym popołudniem, gdy wspólnie pijemy kakao, poniedziałek jest jeszcze daleko, a słońce delikatnie wpada przez okno. A może to dźwięk deszczu…? Teraz, będąc dorosłym człowiekiem, już doskonale rozumiem, dlaczego „Miś zwany Paddington” to absolutna klasyka gatunku, obok wspomnianego wcześniej „Misia Puchatka”, „Piotrusia Pana” albo „Alicji w Krainie Czarów”. Pewne historie zostają z nami na zawsze, więc dobierajmy je właściwie, dla nas oraz dzieci.
Cóż mogę dodać? Oczywiście, chętnie dalej rozpływałabym się nad uroczym Paddingtonem, ale chyba już dostatecznie przedstawiłam Wam, skąd bierze się mój zachwyt. Gorąco zachęcam do wybrania się do najbliższej księgarni, znalezienia półki oznaczonej literką „B” (jak „Bond”) i zaproszenia Niedźwiadka do naszego domu. Po raz kolejny podkreślę, że bardzo cieszy mnie fakt, iż finalnie mogłam tego bohatera lepiej poznać oraz go pokochać. Lecę czytać kolejne tomy, a trochę mi ich jeszcze zostało — uff, na szczęście!
Wspólnie z moim siostrzeńcem kochamy tego misia.
OdpowiedzUsuń