Ciąża, poród, posiadanie ukochanego dziecka — brzmi pięknie. Jednak są kobiety, które czują przytłoczenie. Tak mocne, że bolesne. Obijają się o ściany własnej psychiki i szukają wyjścia. Jak mogą naprawić myśli? Jak mogą sprostać tak odpowiedzialnemu zadaniu?
Ariella, zwana przez wszystkich Ari, właśnie tworzy pracę doktorską. Rok temu urodziła Walkera, żyje w związku z piętnaście lat starszym Paulem. Kobieta próbuje odnaleźć się w roli matki, co przysparza jej wielu trudności. Maksymalnie skupia myśli na dziecku. Niestety, są to refleksje pełne bólu i rozpaczy. Ciągle nie może wyrzucić z siebie traumy po cesarskim cięciu, walczy z napadami złości i histerycznego płaczu. Zbliża się do depresji, gdy na jej drodze staje ciężarna Mina. Ari nie czuje wsparcia w nikim ze swoich bliskich, więc postanawia zaprzyjaźnić się z Miną. Wierzy, że wzajemnie dojdą do porozumienia i ważnych wniosków w walce ze swoimi demonami…
Ostatnio spotkałam się z wieloma skrajnymi opiniami o tej książce. Emocje, które wzbudziła w czytelnikach zafascynowały mnie na tyle, że postanowiłam sama zapoznać się z treścią. Jak wspominałam przy okazji innej recenzji — nie jestem jeszcze matką, ale interesują mnie powieści poruszające tematykę macierzyństwa. Szczególnie, jeśli są trudne i wymagające pewnego skupienia. „Książka określana mianem najskuteczniejszej pigułki antykoncepcyjnej” — głosi opis na okładce. Trochę przerażające, ale równocześnie ciekawe. Czego się tak naprawdę spodziewać? Szata graficzna utrzymana w błękicie i różu. Już po lekturze mogę stwierdzić, że treści bliżej do odcieni szarości. Przytłaczające, lecz refleksyjne. Myślę, iż niektóre kobiety wspomnieniami wrócą do swoich początków, gdy stawały się matkami. Inne, tak jak ja, pomyślą przyszłościowo. Czy rodzicielstwo jest rzeczywiście na tyle trudne, aby chcieć przed nim uciec? Zwłaszcza, gdy biegamy po omacku między skrajnościami.
„Od urodzenia” jest pozycją mocną w przekazie. Bardzo chaotyczną, jednak uważam, że to zamierzony efekt. Autorka pokusiła się o krótkie akapity i często przeskakiwanie z jednego tematu na drugi, najczęściej kompletnie oderwany od poprzedniego. Gorzkie słowa Ari dotyczą nie tylko jej wrażeń z przebywania z małym Walkerem, ale także wraca do czasów własnego dzieciństwa. Bohaterka dużo opowiada o swojej matce i ich trudnych relacjach. Ten wątek chyba najbardziej mnie zaciekawił, bo poniekąd wyjaśnia rozchwianie emocjonalne, które towarzyszy Ari. Równocześnie widać, że to zaledwie jeden z powodów. Inne pochodzą gdzieś z zakamarków, które wcześniej były głęboko uśpione.
Nie będę udawać, że moje dziecko jest wyjątkowe, że niby inne dzieciaki głodują, zamarzają, są gwałcone, bite, muszą pracować w fabrykach i dostają raka od wyziewów, jakie to okropne, jakie smutne, ale moje dziecko będzie miało ciepło, ekologicznie, nietoksycznie, bezpiecznie i wszystko, czego zapragnie, kiedy tylko zapragnie, i pójdzie na dobre studia, i świat jest taki piękny! Krótkowzroczne pierdoły. Będzie cierpiał. Z którejś strony mu się dostanie, a ja nie chcę udawać, że mogę przewidzieć z której. Wszyscy żyjemy w tym samym popieprzonym świecie.
Styl Elisy Albert należy do tych ostrych i konkretnych. Wkłada do ust swoich bohaterek słowa dosadne. Niczego nie woaluje w piękne określenia, wręcz ociekające od słodyczy. Nazywa rzeczy po imieniu, choć może się to nie spodobać osobom, które wolą łagodniejsze klimaty. Ja doceniam taką szczerość, mimo ocierania się o wulgarność. Albert chyba całkiem dobrze wykonała swoją pracę, bo momentami miałam ochotę udusić Ari, gdy wpadała w rzewne tony. A za chwilę żałowałam. Dużo miejsca poświęcono Minie, jednak to główna bohaterka najmocniej zapadła mi w pamięć.
Ari to piekielnie inteligentna kobieta i często rzuca nazwiskami artystów. Przyznam, że wiele z nich sobie zapisałam poznając w ten sposób naprawdę interesujące persony. Taki sympatyczny dodatek do tej, nie ukrywajmy, trudnej lektury. „Od urodzenia” wzbudza we mnie mieszane uczucia, bo czasem trudno połapać się w chronologii — a raczej jej braku. Trafiłam na słabsze i lepsze momenty, ale w ogólnym rozrachunku książka wychodzi na plus. Przede wszystkim dzięki prawdzie, którą w niej zawarto. Depresja poporodowa może dotknąć każdą świeżo upieczoną matkę. Nie zgadzam się z oceną widniejącą na tyle okładki. „Pigułka antykoncepcyjna”? Nie. Daleko mi do zniechęcenia względem posiadania dziecka. Jednak większą uwagę zwracam na to, że nie zawsze początki są różowe.
„Od urodzenia” polecam osobom zainteresowanym tematyką. To porządnie skonstruowane studium psychiki kobiety potrzebującej pomocy. I to nie tylko takiej z otoczenia, ale płynącej z wewnątrz, z ukrytych pokładów energii. Będę miała na uwadze dalszą twórczość Elisy Albert. Myślę, że każda kolejna książka będzie jeszcze bardziej dopracowana.
Nie potrzebujecie mnie. Nie zasługuję na was. Wy zasługujecie na dobrze przystosowaną kobietkę, która bez słowa skargi poddaje się poważnej niepotrzebnej operacji. Radzi sobie. Potrafi ucinać sobie drzemkę razem z dzieckiem. Potrzebujecie jednej z tych maleńkich, zwartych nienarzekających suczek, które nie muszą sobie nawet kupować ubrań ciążowych. Które z wiekiem coraz lżej przechodzą okres. Nie mają włosów na ciele ani wahań nastroju. Szczęśliwe żony. Producentki żywności dla dzieci, naprawiaczki ubrań.
AUTOR • ELISA ALBERT
Jestem na tak. Mam nadzieję, że gdy już będę mogła ją czytać, to się nie zawiodę.
OdpowiedzUsuńMyślę, że Ci się spodoba. :)
UsuńNie sięgnę raczej. Obawiam sie, że jestem za młodą by odpowiednio zrozumieć te powieść:) recenzja świetna:)
OdpowiedzUsuńhttp://przewodnik-czytelniczy.blogspot.com
Sięgnij, gdy poczujesz się gotowa. Dobrze, że umiesz to rozeznać, przydatna cecha! :)
UsuńCzytam różne opinie o tej książce, chyba trzeba samemu przekonać się jaka jest.
OdpowiedzUsuńZgadza się. Najlepiej sięgnąć po książkę samemu. :)
UsuńBardzo trudny temat i moim zdaniem książka sama w sobie też taka jest. Coś tak skomplikowanego jak depresja, moim zdaniem, nie może być przedstawione zbyt "lekko", nie raz potrzeba dosadnych słów, żeby wyrazić coś "ciężkiego".
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja przedstawiła mi tę książkę, jako interesującą, pomimo tego, że dla mnie nie, jako chłopaka, nie są to tematy ani bliskie, ani mnie aprobujące.
Pozdrawiam! Dobra recenzja!
http://subiektywniekrystix.blogspot.com/
Owszem, takie mocne słowa są zazwyczaj bardzo obrazowe. Dlatego myślę, że momentami były niezbędne w książce, podkreśliły desperację Ari.
UsuńByłam zdziwiona tym, że ta książka tak bardzo mi się spodobała. Spodziewałam się czegoś w stylu "Musimy porozmawiać o Kevinie", a dostałam wulgarną, krzyczącą powieść o braku miłości. Ja również będę wypatrywać książek Albert na horyzoncie :)
OdpowiedzUsuńO, miałam podobne odczucia. Sądziłam, że ta książka będzie takim wstępem do „Kevina”, rozwinięciem problemów bohaterki. Jednak Ari jest zupełnie inna od Evy.
UsuńKsiążka wzbudziła we mnie skrajne emocje, ale wspominam ją całkiem miło :) Nie żałuję tego, że ją przeczytałam.
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja :D
Tak, i we mnie wzbudziła dość przeciwstawne uczucia. Jednak warto było przeczytać!
Usuńnie miałam zamiaru sięgać po tę propozycję czytelniczą, ale może faktycznie warto się z nią zapoznać. Będę miała na uwadze. :)
OdpowiedzUsuńWarto, warto. Wzbudza przemyślenia! :)
UsuńSpotkałam się z dość zróżnicowanymi opiniami na temat tej książki. Póki co jednak sobie ją odpuszczę, ale ostatecznie nie mówię nie.
OdpowiedzUsuńPrawda, opinie są bardzo różne.
UsuńMogę podpisać się pod każdym słowem! Myślę, że traktowanie tej książki jako pigułki antykoncepcyjnej jest nieporozumieniem, bo chyba dorosła kobieta powinna mieć świadomość, że macierzyństwo to ciężka robota - satysfakcjonująca, ale bardzo trudna.
OdpowiedzUsuńWłaśnie. Myślę, że dojrzała kobieta nie zmieni nagle zdania po lekturze jakiejkolwiek książki. :D
UsuńRaczej nie mój typ, ale nie mówię nie. :)
OdpowiedzUsuńOj, sama często się waham!
UsuńNad książką jeszcze się waham, nie do końca odpowiada mi tematyka. Jak utrafię egzemplarz, to zapewne się do niej przekonam :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńZazwyczaj pozwalam, aby książki przypadkowo do mnie trafiały. :D
Usuń