MAJA LUNDE • „HISTORIA PSZCZÓŁ”


Ludzi potrafią dzielić odległości, czas i przestrzeń, ale łączyć marzenia. Zdarzają się ciągi przypadków — czy na pewno? Przypadków, które nabierają sensu po wielu latach, mogą zmienić bieg wydarzeń, a nawet uratować miliony osób…

Anglia, 1857. William Savage traci entuzjazm i pogrąża się w depresji. Marzył o karierze sławnego przyrodnika, a skończył z gromadą dzieci i sklepikiem. Nieoczekiwany impuls sprawia, że William odnajduje siły i postanawia zbudować innowacyjny ul. Ul, który zapewni mu uznanie na wieki. Stany Zjednoczone, 2007. George hoduje pszczoły, poświęca mnóstwo energii, aby rozbudować farmę. Liczy, że jego syn przejmie rodzinny majątek. Niestety, Tom ma inne plany. Równocześnie zaczynają pojawiać się informacje o dziwnej śmierci pszczół. Chiny, 2098. Tao, młoda matka, ręcznie zapyla drzewa owocowe. Świat musi radzić sobie ze skutkami katastrofy. Tao chce, aby jej dziecko spotkał lepszy los niż ją samą. Pewnego dnia mały Wei-Wen ulega wypadkowi i znika. Zdesperowana Tao wyrusza na poszukiwania…

Maja Lunde jest poczytną norweską pisarką, a jej popularność dopiero zaczyna kiełkować w Polsce. „Historia pszczół” to pierwsza książka, którą autorka stworzyła z myślą o dorosłych. Wcześniej skupiała się na pozycjach przeznaczonych dla dzieci. I błagam, niech Lunde pisze ciągle i jeszcze więcej! Na tę premierę czekałam już od pewnego czasu. Zapowiedzi rozbudzały apetyt, a gdy egzemplarz trafił w moje ręce — zakochałam się. Jestem dość wybredna w kwestii wydań, a to kompletnie podbiło moje serce. Świetny pomysł na utrzymanie całości w kolorystyce związanej z miodem, pszczołami. Ciężka książka (mam na myśli gabaryty), więc idealna do łóżka. Nie spodziewałam się, że lektura zajmie mi zaledwie dwa wieczory. Fabuła pochłonęła mnie bez reszty, nadal jestem pod wrażeniem. Czy istnieje coś lepszego od literatury, która potrafi zachwycić i namieszać w głowie? Oj, chyba pytanie retoryczne.

Mimo obecności pszczół książka opowiada przede wszystkim o relacjach międzyludzkich. Zwłaszcza tych na płaszczyźnie rodzic-dziecko. Bohaterowie posiadają unikalny charakter, trudno byłoby ich pomylić. „Historia pszczół” dzieli się na trzy części, które nieustannie przeplatają się ze sobą. Wspomnę o drobiazgu, ale przykuł moją uwagę. Nad każdym rozdziałem widnieje imię. William, George lub Tao. Jak wspomniałam, akcję rozszczepiono na przeszłość, czasy współczesne i przyszłość. Do zapisania imion użyto różnych czcionek, starodawnych, futurystycznych. Świetny pomysł! Nie ma możliwości, aby ktoś się zgubił podczas czytania. Przyznam, że wręcz pożerałam strony, ciekawa kolejnych przemyśleń i perypetii. Aż żałuję, iż lektura już za mną.

Żeby można było zrobić coś takiego, o czym myślała Thilda, należało znaleźć metodę, by wszystko wyglądało całkiem zwyczajnie. W ten sposób chciałbym oszczędzić Edmunda. Miałem przygotowanych wiele sposobów działania, nie brakowało mi czasu na ich obmyślenie, ale, rzecz jasna, Thilda tego nie wiedziała. Przypuszczała jedynie, że jeśli zostawi mnie samego w pokoju z ostrym narzędziem, to zechcę wykorzystać sytuację, jakby to była jedyna okazja. Taka jest prostolinijna.

Książka jest pełna szczegółowych opisów, ale pięknych i cudownie napisanych. Wiem, że są osoby, które nudzi takie rozwlekanie, jednak w tym przypadku buduje specyficzną atmosferę. Nieco oniryczną, choć sprawiającą, że czuć pewne napięcie. Maja Lunde wspomniała w wywiadzie, że niewiele wiedziała o pszczołach przed stworzeniem „Historii pszczół”. I chciałaby, aby czytelnik odebrał tę pozycję w formie swoistego podręcznika. To dla mnie ważne słowa, bo przypadkiem przypomniałam sobie o porzuconej pasji — apiologii. Pszczoły tworzą rodziny, mają ule. Bohaterowie tworzą rodziny, mają domy. Mało skomplikowane? Ściany tych ostatnich kryją dużo tajemnic i problemów.

„Historia pszczół” porusza temat katastrofy ekologicznej. Niestety, te wizje są dość realne. Lunde uświadamia, że los przyrody leży w naszych rękach i musimy zrobić wszystko, aby nie dopuścić do straty tego, co posiadamy. A mamy naprawdę wiele, choć na co dzień nie zdajemy sobie z tego sprawy. Cichą, dość zamkniętą postacią jest Tom, ale z całej gamy należy do moich ulubionych. Odznacza się dużą umiejętnością obserwacji, potrafi wyciągać odpowiednie wnioski. Autorka znakomicie nakreśliła różne charaktery, wydarzenia. Myślę, że jeszcze wielokrotnie będę wracała do „Historii pszczół”. Można się nią delektować, niczym najlepszym miodem. I ciągle odkrywać nowe doznania.

Maja Lunde posiada ogromny talent, który dobrze wykorzystuje. Niecierpliwie czekam na rozwinięcie jej twórczości. Zdążyła już stworzyć pozycję mądrą, realną, wymagającą. A przy tym dostępną dla każdego czytelnika, o ile zechce poświęcić jej czas — a warto, zapewniam.

I tym się zajmują całymi dniami. wlatują do ula i wylatują, tańczą przed innymi, lekkie, zwinne, szukają, znajdują, przynoszą. A ule są coraz cięższe. Od czasu do czasu przystaję i dotykam uli, sprawdzam wagę, oglądam spływający kroplami miód. Złote, płynne pieniądze. Pieniądze na wkład własny, pieniądze na zabezpieczenie kredytu.

AUTOR • MAJA LUNDE
TYTUŁ • „HISTORIA PSZCZÓŁ”
LICZBA STRON • 520
WYDAWNICTWO • LITERACKIE
ISBN • 978-83-08-06106-0

DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU LITERACKIE ZA UDOSTĘPNIENIE EGZEMPLARZA RECENZYJNEGO.

24 komentarze:

  1. Bardzo mnie cieszy Twoja pozytywna recenzja, książka czeka już na swoją kolej.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama fabuła jest interesująca, do tego relacja rodzic-dziecko o której piszesz jeszcze bardziej zachęca do lektury.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zdecydowanie najmocniejszy punkt książki. :)

      Usuń
  3. Książka już czeka na półeczce na swoją kolej. Nie mogę się doczekać, zwłaszcza że zbiera niesamowicie pozytywne recenzje.
    Ps w tekście dwa razy wdarła Ci się literówka w nazwisku autorki:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za zwrócenie uwagi. ♡ Ta autokorekta kiedyś mnie wykończy. :D

      Usuń
  4. Ciężko było mi przekonać się do tej książki, ale coraz bardziej zaczynam zastanawiać się nad sięgnięciem po nią, bo widzę, że to jednak wartościowa lektura.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. „Wartościowa” — właśnie ten wyraz najlepiej opisuje całą książkę. Skłania ku przemyśleniom. :)

      Usuń
  5. Brzmi naprawdę dobrze, ale nie wiem czy odnalazłabym się w tej lekturze;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spróbuj w wolnym czasie! Może Ci się spodoba? :)

      Usuń
  6. też mnie zainteresowała już jako zapowiedź, cieszę się, że warto po nią sięgnać. dopisuję do listy. pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Super się zapowiada. Lubię takie niszowe pozycje. Wpiszę sobie na listę książek do obczajenia;D
    Przewodnik Czytelniczy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świetna lektura. Chyba znowu do niej wrócę. :)

      Usuń
  8. Świetnie, ze ta książka tak bardzo Ci się podobała, mam ją już na swojej liście ..do przeczytania" więc pewnie za moment się za nią zabiorę :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam tę książkę w planach :) Nie mam zaufania do szczegółowych opisów, nie zawsze. Pozostaje po prostu przekonać się na własnej skórze. Całość brzmi intrygująco - to już połowa sukcesu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, mnie takie opisy często nudzą. Trudną sztuką jest stworzyć je w sposób przemyślany i zachęcający do lektury. Całe szczęście, że Lunde się to udało! :)

      Usuń
  10. Zaintrygowałaś mnie.. Może nie w najbliższym czasie, ale kiedyś na pewno. ;]

    OdpowiedzUsuń
  11. Książka warta zapoznania się z nią, zrobiła na mnie dobre wrażenie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fenomenalny styl, bardzo przypadł mi do gustu. :)

      Usuń