Są ludzie, którzy znakomicie posługują się słowem. Niczym bronią, uderzają w najczulsze punkty, trafiają prosto w sedno i pozostawiają innych w stanie skupienia. I właśnie te zdania inspirują kolejne pokolenia, gdy są nucone pod nosem…
Agnieszka Osiecka pozostawiła po sobie mnóstwo piosenek, wierszy, opowiadań. Lektura jej wywiadów jest równie interesująca, gdyż przedstawiała w nich wiele swoich twarzy. Kobiety po przejściach, artystki, matki. Violetta Ozminkowski, dziennikarka, postanowiła zebrać w jedno strzępki rozmów. Tym sposobem miłośnicy twórczości Osieckiej mogą lepiej poznać ją samą — poprzez dowcipne anegdoty i wzruszające wspomnienia.
W kwestii Agnieszki Osieckiej jestem osobą pokonaną. Uwielbiam tę postać, dużo mnie w życiu nauczyła i zawsze czekam niecierpliwie na jakiekolwiek nowe wydania jej poświęcone. Nieważne, że wiele z nich znałam wcześniej. Zawsze warto sobie przypomnieć, bo można tym sposobem wyłuskać coś, czego wcześniej się nie zauważyło. Tak właśnie podeszłam do tej pozycji. Violettę Ozminkowski kojarzyłam jako współautorkę biografii Marka Edelmana, więc zaufałam, iż podoła zadaniu i nie rozczaruje czytelnika. Pokładana nadzieja mnie nie zawiodła, spędziłam kilka sympatycznych godzin skupiając na przekazie Agnieszki. Świetnie mieć taką książkę w kolekcji, móc do niej wracać. Rekomenduję przygotowanie karteczek samoprzylepnych lub ołówka. Znajdziemy tyle złotych myśli, że wielką stratą byłoby je przeoczyć. A potrafią doprowadzić do paru łez — łez radości i smutku. Parę dni temu Osiecka obchodziłaby urodziny. Szkoda, że jej tu nie ma.
Jesień za oknem, pogoda troszkę depresyjna. To idealny moment, aby sięgnąć po książkę w tym stylu. „Lubię farbować wróble” ujmuje wdziękiem Osieckiej, jej charakterystycznym sposobem wypowiedzi. Prostym we własnej poezji. Trudno mi znaleźć drugą autorkę, która umiałaby tak dobrze określać otaczającą rzeczywistość. Często trudną, wymagającą podnoszenia z kolan, ale też piękną w przebłyskach radości. Tkwi prawdziwy sens w słowach Agnieszki, często mających kilkadziesiąt lat. Pewne rzeczy nie ulegają zmianie z wiekiem, stąd aktualność i świeżość w spojrzeniu. Oj, chciałoby się zawsze czytać w gazetach takie wywiady, pozbawione przesady i lukrowania. Szczere, po prostu.
Ozminkowski postawiła przed sobą ciężki w realizacji cel. Posklejanie pokruszonych kawałków. I to w taki sposób, aby brzmiało logicznie. Polecam skupienie się nad wstępem, gdzie Violetta krótko opisała spotkanie z bohaterką swej książki, przy okazji wyjaśniając podejście do tematu. W trakcie czytania odnosiłam wrażenie, że to po prostu rozmowa z przyjaciółką. Bardzo inteligentną, doświadczoną, mogącą czegoś nauczyć. Popijałam herbatę, zatapiałam w historiach — fantastyczne uczucie. Mimo tego, ciągle przeze mnie powtarzanego, żalu za fizycznym brakiem Agnieszki Osieckiej. Bo jestem pewna, iż dzisiaj przekazywałaby jeszcze więcej piękna.
„Lubię farbować wróble” posiada odrobinę ponad dwieście stron. Książkę podzielono na kilkanaście rozdziałów, co ułatwia odnalezienie odpowiednich fragmentów i dokładniejsze ich przeanalizowanie. Na uwagę zasługuje fakt, że zamieszczono obszerną bibliografię. Jeśli mamy ochotę na dodatkową lekturę, to wystarczy poszperać w starych wydaniach gazet, archiwach, Internecie. Wstęp do przygody, prawda? Violetta Ozminkowski czysto przepisała każdy wyraz powiedziany przez „Agusię”, jak pieszczotliwie nazywali ją przyjaciele i rodzina. Bez nadinterpretacji i podkoloryzowania. Znowu zaapeluję o zaopatrzenie się w coś do zaznaczania. Tak na wszelki wypadek, dla siebie. Myślę, że dużo osób będzie jeszcze kilkukrotnie sięgało po tę pozycję. Ja jutro znowu zacznę lekturę.
Polecam przede wszystkim ludziom zakochanym w twórczości Osieckiej. Jednak czytelnicy chcący dopiero się z nią zapoznać również nie będą zawiedzeni. Można uznać, że „Lubię farbować wróble” są świetnym początkiem znajomości z ulubienicą mnóstwa Polaków. Zadziorną i romantyczną autorką piosenek głośno śpiewanych przez tyle lat.
Wszyscy traktowaliśmy teatr jako coś więcej niż rodzinę. To była komitywa zabarwiona bzikiem. Wśród nas panowało również wiele przyjaźni i miłości. Zwłaszcza ta ostatnia władała nami niepodzielnie. Jednak w przeciwieństwa do młodzieży współczesnej, która żyje na luzie, my w swojej obyczajowości bliżsi byliśmy okresowi dwudziestolecia międzywojennego. Prócz tego koledzy zabarwiali to jeszcze, jak bym to nazwała, pruderią rewolucyjną.
Ja tak naprawdę nie identyfikuję się z żadną grupą. Jestem nietypowym uczestnikiem rzeczywistości. Nie należę ani do środowiska literackiego, ani do tak zwanej branży, czyli środowiska estradowego. Chociaż mam zarówno w jednej, jak i w drugiej grupie wielu dobrych znajomych. Nigdy się tym nie pasjonowałam i nie miałam poczucia grupowej solidarności.
AUTOR • AGNIESZKA OSIECKA, VIOLETTA OZMINKOWSKI
Mam tę książkę na czytniku i mniej więcej znam postać pani Osieckiej, ale jakoś nie śpieszyło mi się do lektury tej książki. Teraz zmieniłam zdanie :)
OdpowiedzUsuńWarto przeczytać, bo to bardzo wartościowa lektura. :)
UsuńUwielbiam. :)
OdpowiedzUsuńKsiążka pełna cudownych słów. :)
UsuńJakos nie mam na nią ochoty, ani czasu tym bardziej. Doba ma za mało godzin. :(
OdpowiedzUsuńOj, zdecydowanie! A lista książek do przeczytania ciągle się wydłuża. :(
UsuńNie lubię tego typu książek. Jakby wpadła mi w ręce, to może i bym przeczytała, ale sama po nią nie sięgnę.
OdpowiedzUsuńLiczę, że kiedyś przypadkiem natkniesz się na tę książkę! ;)
Usuń