Cieszymy oko wspaniałymi przedmiotami, niektóre z nich są tworzone ręcznie. Przez kogo? Nie zawsze zdajemy sobie sprawę z faktu, że za urodą tych rzeczy stoją prawdziwi ludzie. Ludzie, którzy spędzają długie godziny nad pracą, a często w zamian otrzymują głodową pensję…
Gdzieś daleko, w Afganistanie, istnieje wioska o nazwie Oka. Miejsce zapomniane, potwornie biedne, gdzie kobiety i dzieci tkają dywany. Przepiękne, barwne, a ich sprzedaż osiąga zawrotne sumy. Niestety, twórcy tych dzieł muszą nacieszyć się ledwo ułamkiem tej fortuny. To tam opium jest tańsza od ryżu i pomaga oszukać żołądek. Anna Badkhen pochyla się nad historiami kryjącymi za dywanami. Bo ten element wystroju zawiera w sobie cały ogrom doświadczeń, cudzych łez i bólu…
Bardzo lubię czytać reportaże. Przybliżają dalekie i obce kultury, otwierają oczy na wiele spraw. Mocniej się zachwycam, gdy są napisane pięknym, plastycznym językiem. Na to liczyłam sięgając po książkę Anny Badkhen, z początku zachwycając się samą okładką. Cóż kryje w sobie taka historia? Odpowiedź przychodziła powoli, gdyż czytałam stopniowo, skupiając na pojedynczych słowach. Często zatrważając, często wzruszając. Autorka pierwszy raz pojawiła się w Afganistanie w roli korespondentki wojennej. Zafascynowana krajobrazem, a przede wszystkim ludźmi, wraca tam i coraz lepiej poznaje panujące zwyczaje. Swoją dotychczasową wiedzę przekazała w formie niniejszej publikacji i cieszę się, że Badkhen postanowiła spisać wrażenia. Momentami trudno uwierzyć w to, co spotyka mieszkańców afgańskich wiosek. Jednocześnie jest coś baśniowego w snutej opowieści. Senna atmosfera, troszkę oniryczna, spokojna. Może to kwestia pięknego języka i barwnych opisów?
Autorka przedstawia szeroki obraz, jednocześnie skupiając uwagę na konkretnej rodzinie. Razem z nimi wstajemy, pracujemy, przeżywamy problemy i radości. Na te ostatnie też znajdzie się miejsce, mimo wszechogarniającej biedy, często marazmu. W interesujący sposób gorycz miesza się ze słodyczą. Piękno wyplatanych dywanów, swoisty monument dla twórcy. Praca bardzo ciężka, równocześnie sprawiająca satysfakcję. I uzależnienie od opium, które dotyka nawet niemowlęta. Ot, stosowane jako „lekki” środek uspokajający. Czas płynie zupełnie inaczej, liczony w miesiącach tkania. Kobiety często łkają nad ciałami swych dzieci, mężczyźni snują marzenia, rozważania o tym, co się stało, co się dzieje, co się może stać.
Okna mojego pokoju wychodziły na oborę sąsiadów, gdzie samotna koścista krowa mleczna wzdychała znacząco w swoim śnie i chlastała się ogonem po bokach, a każde smagnięcie posyłało w moją stronę pokrzepiający zapach gnoju i całe delegacje ogrodowych much, które lśniły jak nowe guziki. Lekki materac bezsprężynowy leżał na podłodze od ściany do ściany z tkanym maszynowo kasztanowym dywanem.
Baba Nazar, mułła z Chajrabadu, Amin Baj, Sajjed Nafas i kilku innych mężczyzn ustawiło się w półkolu. Wiatr szarpał ich luźnymi strojami w okolicy kolan i kostek, porywał obłoki pary znad ryżu i mięsa, rozciągał i zwijał wonną mgłę, po czym niósł ją na niskie wydmy, gdzie niknęła w strumieniach piasku, na zawsze odpływając na wschód. Urwały się wszystkie rozmowy i targi na siedziskach rozłożonych wokół kadzi.
AUTOR • ANNA BADKHEN
TYTUŁ • „CZTERY PORY ROKU W AFGAŃSKIEJ WIOSCE”
LICZBA STRON • 352
WYDAWNICTWO • KOBIECE
ISBN • 978-83-65506-20-7
DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU KOBIECE ZA UDOSTĘPNIENIE EGZEMPLARZA RECENZYJNEGO.
Widziałam tę książkę na stronie wydawnictwa i już wtedy wzbudziła moje zainteresowania. Twoja recenzja utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto po nią sięgnąć. Dziękuję Ci za tę recenzję.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że zachęciłam Cię do przeczytania. :) To powieść niezwykle subtelna w wykonaniu, choć porusza ciężki temat.
UsuńLubię od czasu do czasu sięgnąć po tego rodzaju książkę. Będę ją mieć na oku. :)
OdpowiedzUsuńTakie książki są dobrą odskocznią od fikcji. :)
Usuń