Człowiek zazwyczaj pragnie unikać brzydoty, tego swoistego turpizmu charakteryzującego niektóre miejsca. Jednak często zostaje zmuszony do życia wśród tego, czego się boi. Istnieje jako wyrzutek wśród gorszych od siebie, a walka o lepsze jutro należy do tych dosłownie śmiertelnych.
Josl Berger ma siedem, może osiem lat. To jeszcze dziecko, ale już dźwiga na barkach ciężar dorosłości, w najgorszym jego wydaniu. Dorasta bez ojca, na Bałutach, przedmieściu Łodzi. Josla otacza zepsucie, brud i bieda. Jednak wśród tej beznadziei pojawiają się nikłe przejawy dobroci, choćby w osobie kataryniarza o imieniu Note. Dostatecznie trudne życie Bergera dodatkowo się komplikuje, gdy umiera jego matka, a chłopiec musi zadbać o siebie i siostrę. Czy istnieje jakakolwiek szansa na poprawę losu?
Postać Jisroela Rabona nie jest dobrze znana szerokiemu gronu czytelników. Próżno szukać wielu informacji w Internecie, choć żarliwi odnajdą ich chociaż garstkę. Należy też zaznaczyć, że zalicza się Rabona do grona pisarzy wybitnie utalentowanych, a z życiorysu mogłaby powstać fascynująca książka. Pełna tajemnic i bogatego dorobku artystycznego. Izrael Rubin (jak brzmiało prawdziwe nazwisko) przyszedł na świat w roku 1900, a już dwa lata później przeprowadził się z matką i rodzeństwem do Łodzi. Ojciec nie żył. Rodzina ledwo wiązała koniec z końcem, przyszły pisarz zasmakował skrajnej biedy. Bystry samouk, w wieku piętnastu lat zadebiutował zabawnymi wierszami. Dzieciństwo Rabona można przyrównać do perypetii jego bohatera, Josla. To najprawdopodobniej pierwsze skojarzenie, ale młody Berger zdecydowanie nie jest alter-ego autora. Nie mamy do czynienia z powieścią autobiograficzną, aczkolwiek do bólu szczerą. Tak bardzo, że czasem trudno uwierzyć w możliwość istnienia takiego świata, jednocześnie odczuwając realizm — ta świadomość to silne uderzenie.
Pisarz od początku kariery był związany z Łodzią, chociaż jego książki wydawano w Warszawie. Niestety, ich jakość czysto materialna wypadała słabo: druk pozostawiał dużo do życzenia, a szaty graficzne odstraszały. Ówcześni recenzenci zwracali uwagę na te niedociągnięcia, które zdecydowanie przeszkadzały czytelnikom w odpowiednim odbiorze lektury. Dzisiaj nie musimy się z nimi zmagać, otrzymując egzemplarz estetyczny i pełen dbałości o szczegóły. „Bałuty” oryginalnie napisano w języku jidysz, prawie jedenaście lat temu powieść przetłumaczono na francuski. Polski przekład jest drugim na świecie, wyszedł spod piór dwóch tłumaczek — Izabeli Olejnik i Natalii Krynickiej.
Jest cicho. Północne niebo zagląda do środka zamyślone i spokojne, błyszczy w szybie jak oczy. Mężczyzna siedzi, głowa opadła mu na pierś. Usta ma otwarte i widać w nich dwa rzędy sczerniałych zębów podobnych do starych gwoździ. Wokół świeczki żałobnej lata mucha, bzyczy przez chwilę, aż zajmuje się ogniem. Słychać cichy pstryk i mucha się spala. Zaraz znów robi się cicho.
Zdarza się, że tekst przełożony przez parę osób traci na spójności. W przypadku „Bałut” zachowano jednolity styl, który pozwala odpowiednio wciągnąć się w przedstawioną historię. Każda kolejna strona wzbudza więcej pytań na temat losów bohaterów, szczególnie Josla. Przed nami pięć rozdziałów, po nich opowieść się urywa. Istnieje przypuszczenie, że Rabon zamierzał stworzyć drugi tom, jednak brakuje informacji nie tylko o jego istnieniu, ale też w ogóle o pracy nad nim. Pozostaje rozbudzona wyobraźnia, próba wniknięcia w umysł pisarza — co mógłby jeszcze stworzyć, gdyby nie wojna? Został zamordowany w roku 1941.
„Bałuty” wymagają skupienia. To mocna książka, pełna dosadnych scen. Mieszkańcy upijają się do nieprzytomności, wdają w bójki, kradną, zaspakajają nawet najbardziej zwierzęce żądze. Głodne myszy jedzą zwłoki. Wśród całej masy pozbawionych moralności ludzi istnieje Chana, młoda inteligentka skupiająca uwagę na pozyskiwaniu wiedzy. Przedrzeźniana, tłamszona, próbuje iść z podniesioną głową. Przemoc, nomen omen, bije z kart powieści. Josl płacze nad losem mordowanych w rzeźni psów. I on, i Chana zachowują w sobie człowieczeństwo, które może zostać usunięte. Najsłabsi nie mają prawa bytu, wówczas powstaje pytanie: czy taka egzystencja ma sens? Gdzie znajduje się wyjście z takiego labiryntu? Brak konkretnej odpowiedzi porusza. Możliwe, że brak zakończenia powieści tylko nasilił ten efekt.
„Bałuty. Powieść o przedmieściu” została wzbogacona o zdjęcia, recenzje i szkic biograficzny. To ważna pozycja na rynku wydawniczym, z pewnością godna uwagi. Dorobek Jisroela Rabona jest na tyle interesujący, że warto poczekać na kolejne tłumaczenia, również szersze badania literaturoznawcze. Pisarz zasłużył na starcie z niego kurzu historii — zdecydowanie może być inspiracją dla współczesnych twórców.
Strugi deszczu zalewają uliczki Bałut. Zaczęło się z samego rana i pada bez przerwy. Trotuary, bruk, rynsztoki są pełne wody. Z rynien, dachów i gzymsów leje się bez ustanku. Pojedyncze strumienie połączyły się w jedną ogromną falę, która dziko prze do przodu, szturmując wąskie uliczki. Uderza w drewniane bramy, próbuje je na siłę otworzyć i pociąga za sobą, co tylko się da: stare podarte worki, papiery, znoszone buty.
AUTOR • JISROEL RABON
TYTUŁ • „BAŁUTY. POWIEŚĆ O PRZEDMIEŚCIU”
LICZBA STRON • 180
WYDAWNICTWO • UNIWERSYTETU ŁÓDZKIEGO
ISBN • 978-83-8088-197-6
DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU UNIWERSYTETU ŁÓDZKIEGO ZA UDOSTĘPNIENIE EGZEMPLARZA RECENZYJNEGO.
Nie czuje, aby ta książka była dla mnie. Wydaje się hmm... Chyba za poważna dla mnie. ;)
OdpowiedzUsuńBuziaki. ;**
Tak, to specyficzna literatura, aczkolwiek naprawdę warta uwagi. :)
UsuńZdecydowanie nie dla mnie. Teraz potrzebuje lekkich książek by odreagować stres związany ze szkołą. :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że wszelkie szkolne nerwy prędko miną! :)
UsuńKolejna rzeczowa recenzja. Jak zawsze zachęciła mnie do sięgnięcia po nową lekturę.
OdpowiedzUsuńBrzmi bardzo interesująco. Chwała wydawnictwu za wydanie takiej pozycji.
Pozdrawiam ;-)
Tak, to zdecydowanie interesująca lektura. Warto przeczytać. :)
UsuńBałuty są teraz jedną z największych dzielnic Łodzi, mojego rodzinnego miasta. Łódź jest rzeczywiście miastem czterech kultur, co nie oznacza, że kultura dominuje na każdym podwórku starych kamienic i nowych blokowisk. Tam, gdzie kiedyś Żydzi mieszkali w getcie, mieszkają ludzie czasem słabo znający dzieje naszego miasta. Ja chętnie przeczytam te książkę i zapraszam do Łodzi, o której pisali nawet nobliści.
OdpowiedzUsuń