Wojna automatycznie kojarzy się z polem bitwy, krwią, śmiercią. Jednak należy pamiętać, że wśród żołnierzy tętni życie, mimo tragicznych okoliczności. Nadal są ludźmi, którzy kochają, tęsknią za bliskimi i chcą trzymać się ostatniego oddechu…
John Steinbeck był laureatem wielu uznanych nagród. Do dzisiaj chętnie czytywany, uwielbiany przez kolejne pokolenia. Tworzył powieści, opowiadania, reportaże. Jego historie o różnorakich wojnach zawsze wzbudzały ogromne emocje, a samego autora charakteryzowało indywidualne podejście do opisywania poszczególnych sytuacji. W „Była raz wojna. Bomby poszły” Steinbeck skupia uwagę nie na bitewnych scenach, często przedstawianych w dosłownie filmowy sposób. Postanowił przybliżyć codzienność zwyczajnych żołnierzy, ich zmagania z nową rzeczywistością. Ukazuje też sylwetki sanitariuszy, pracowników biurowych. Wspólnoty, momentami znudzonej oczekiwaniem na nadejście przełomu, kończącego walkę. Autor snuje opowieść o zbieraniu pamiątek, pomysłach na jakiekolwiek rozrywki, o tęsknocie za bliskimi. Przytacza zabawne anegdoty, ponieważ tamte osoby nadal próbowały zachować resztki poczucia humoru, niepewne następnych wydarzeń. John Steinbeck zauważa pozytywne strony przebywania na wojnie, o ile można je tak nazwać. Zawieranie przyjaźni i przekraczanie granic własnej wytrzymałości. Jednak, czy te chwile w ogóle były (oraz są) warte heroizmu? Heroizmu, polegającego na uczestniczeniu w cudzych walkach. Bo za każdą stoją nie żołnierze, nie dowódcy, a ludzie postawieni zdecydowanie wyżej…
Johna Steinbecka chyba nikomu nie trzeba przedstawiać. O jego twórczości powiedziano i napisano praktycznie wszystko. Dzieła były analizowane pod wszelkimi możliwymi kątami, kilka powieści doczekało się ekranizacji. Wystarczy wspomnieć, że reżyserią zajęli się tacy wybitni artyści jak, między innymi, Elia Kazan, Alfred Hitchcock. W tych wspaniałych filmach błyszczeli James Dean, Marlon Brando. Steinbeck ciągle znajduje się w gronie najchętniej czytanych pisarzy amerykańskich, nie wyłącznie Stanach Zjednoczonych. I trudno się dziwić temu fenomenowi. O pamięć dba nie tylko kino, choć przyczynia się do podtrzymania popularności. To po prostu talent, ciężko byłoby przejść obok niego obojętnie. Zwłaszcza w sytuacji, gdy autor zostawia po sobie tak wielką liczbę dzieł. Niedawno swoją premierę miało kolejne wydanie dwóch zbiorów felietonów. „Była raz wojna. Bomby poszły”, czyli interesujące ukazanie losu żołnierzy. Lata mijają, pewne kwestie trwają. Całość czyta się jednym tchem.
Reportaże z „Była raz wojna” stworzono na zamówienie dziennika „New York Herald Tribune”. Część drugą, „Bomby poszły”, zamówiły Amerykańskie Siły Powietrzne. Wiem, że sporo osób zarzuca Steinbeckowi zakłamanie, pisanie pod czyjeś dyktando. Przyznaję, iż moje odczucia są zupełnie odwrotne. Autor nie oddał głosu przywódcom — wolał pokazać wojnę od strony ludzi, znajdujących się w samym centrum wydarzeń tak właściwie z przypadku. Świetnie rozumiem emocje Johna, zdającego sobie sprawę z okoliczności jego pracy. On mógł w każdej chwili wrócić do domu. Oni musieli trwać na straży, czekając na rozkazy, często od zwierzchników, których nigdy nie poznali.
Ta wojna nie jest taka jak inne wojny, nie można jej wygrać tak, jak wygrywano tamte. Pamiętamy poprzednią wojnę. Była prosta i łatwa. Kiedy zniszczyliśmy kajzera i małą wojskową klikę, zło zostało usunięte, a wszystko, co dobre, rozkwitło. Tak wprawdzie wcale nie było, ale na tej właśnie zasadzie toczyli wojnę żołnierze, którzy śpiewali piosenki, po czym rozbiegli się do domów na następne tysiąclecie. Mówią, że w tej wojnie nie ma śpiewania, i to jest prawda. Żołnierze walczą i pracują pod brzemieniem troski. Do głębi zdają sobie sprawę, że zniszczenie nieprzyjaciela nie będzie oznaczało końca tej wojny. I niemal powszechnie stwierdza się u żołnierzy nie strach przed wrogiem, ale strach przed tym, co będzie po wojnie.
Cieszę się, że uwagę skupiono nie tylko na mężczyznach, ale też kobietach, pełniących integralną rolę w funkcjonowaniu wojennej rzeczywistości. Każdy, bez względu na płeć, przeżywał swe położenie. Liczono również, iż przyszła lektura felietonów wyzwoli w nich iskrę nadziei, dlatego, między innymi, powstały. Aby podnieść morale, lecz unikając upiększania. Dodatkowo, z perspektywy lat, dużo możemy dowiedzieć się o historii Stanów Zjednoczonych, ciekawostek stricte technicznych. Szczególnie zachwyciły mnie te poświęcone konkretnym modelom bombowców, metodom szkolenia rekrutów — to coś dla fanów kwestii militarnych.
Pisarstwo Steinbecka charakteryzuje gawędziarski styl. Wrażenie, że siedzi obok nas, opowiadając o danych wydarzeniach. Tak sugestywnie, jakbyśmy trwali jako naoczni świadkowie. „Była raz wojna. Bomby poszły” zostały wypełnione całym mnóstwem ważnych detali. Świetne studium psychologiczne, co bez problemu zauważymy w praktycznie każdym momencie. Dla osób spoza Stanów, to również idealna okazja do przyjrzenia się patriotyzmowi, który udzielił się też autorowi, chwalącemu „ich chłopców”, dobrą rolę kraju w działaniach wojennych, choć zazwyczaj stronił od takowych sympatii. Wracając do zarzucania mu fałszu — moim zdaniem, on naprawdę wierzył w słuszność tych akcji. Jednocześnie potrafił dostrzec bezsensowność walk samych w sobie, tragedię.
Ta książka jest dla mnie przede wszystkim historią o ludziach. John Steinbeck oddał głos zwyczajnym żołnierzom, wojna — tutaj to po prostu tło. Doskonale rozumiem, że istnieje sporo przesłanek, które sprawiają, iż całość można krytykować. Przedstawiłam je już wcześniej, lecz pragnę jeszcze podkreślić swoją opinię, bardzo subiektywnie. Natrafiłam na ważną publikację, zamierzam do niej w przyszłości wracać i chciałabym ją polecić nie tylko miłośnikom talentu Steinbecka. Powinna spodobać się osobom przepadającym za życiowymi opowieściami, napisanymi w ciekawym stylu, frapującym. Warto się zapoznać.
W szkole dla strzelców pokładowych nieustannie odbywają się ćwiczenia. Na początek strzela się z wiatrówek. Strzelnica przypomina prywatne miejsca tego typu, jest od nich jednak znacznie większa. Znajdują się tu rozłożone w równych odstępach małe karabiny maszynowe na sprężone powietrze. Strzelają seriami śrutu do poruszających się celów, czyli do małych sylwetek samolotów, które przesuwają się szybko na czarnym tle, a gdy zostaną trafione, opadają do tyłu. Karabinki te są w nieustannym użyciu. Zachęca się strzelców, by korzystali z nich, gdy tylko mają wolny czas, i choć nie jest to broń szybkostrzelna, a samoloty nie poruszają się z bardzo dużą prędkością, te ćwiczenia rozwijają celność i uczą kursanta naprowadzać ogień na cel.
AUTOR • JOHN STEINBECK
TYTUŁ • „BYŁA RAZ WOJNA. BOMBY POSZŁY”
LICZBA STRON • 448
WYDAWNICTWO • PRÓSZYŃSKI I S-KA
ISBN • 978-83-8123-334-7
DZIĘKUJĘ WYDAWNICTWU PRÓSZYŃSKI I S-KA ZA UDOSTĘPNIENIE EGZEMPLARZA RECENZYJNEGO!
CHCECIE PRZECZYTAĆ RECENZJĘ RAZ JESZCZE?
Jestem pewna, że mój narzeczony bardzo chętnie sięgnie po tę książkę 😊
OdpowiedzUsuńPowinna mu się spodobać. :)
Usuń