TOMASZ KAMIŃSKI • „POLOWANIE”


Bermeld — zapomniana wioska pośród bagien, odgrodzona od reszty świata. Jego dawni mieszkańcy wierzyli w tajemniczych Czterech Bogów. Wiara ta pomagała im żyć i przezwyciężać strach przed rdzennymi mieszkańcami owego bagniska — rasą przerażających olbrzymów, oraz pradawnym smokiem.

Świat otaczający Bermeld był nie mniej zdumiewający. Poprzedzielany ogromnymi magicznymi barierami, między którymi — jak w zagrodach — żyli ludzie. Niebo zaś było zawłaszczone przez Latające Miasta należące do magokracji, która podporządkowała sobie cały świat. Jednak wojna przyniosła kres tamtej rzeczywistości, niszcząc ją i sprowadzając kataklizm oraz… monstrum.

Po latach do niegościnnego Bermeld przybywa Kadrian, wojownik Zakonu Płonącej Wstęgi, władający magią pieczęci i służący Bogu Świętego Ognia, który od lat milczy. Wojownik, który wychował się tutaj, powraca do wsi po tym, jak dotarły do niego wieści o budowie szlaków łączących bagnisko z resztą świata. Na miejscu docierają do niego niepokojące wieści o legendarnym potworze, który niedawno wtargnął do osady i porwał małego chłopca.

Kadrian obiecuje sprowadzić dziecko z powrotem, lecz najpierw będzie musiał zmierzyć się ze swoją przeszłością. Dostrzeże, że wszystko tu się zmieniło, i to bardziej, niż mógłby sądzić. Będzie zmuszony zawrzeć trudny sojusz, zmagać się z kompanią Czerwonej Stali i Kultem Czterech. Najtrudniejszym jednak wyzwaniem będzie odpowiedź na pytanie, czy Kadrian chce pamiętać, kim był kiedyś.

____________________

Po krótkiej przerwie znowu przyszła pora na fantastykę. Jakoś lubię sięgać po nią jesienią, gdy coraz częściej leje deszcz, pogoda robi się dość przygnębiająca, a człowiek ma ochotę oderwać myśli od szarej rzeczywistości. Tym razem mój wybór padł na książkę Tomasza Kamińskiego. Przyznaję, okładka jest naprawdę zachęcająca. Ślę pozdrowienia w stronę wydawnictwa, gdyż zawsze trafiają w dziesiątkę z wyborem grafik. Przyciągają oko, obiecują ciekawą treść, świetnie prezentują się na półce. No, właśnie, czy teraz też zawartość dorówna „opakowaniu”? W ogólnym rozrachunku — owszem, mimo kilku mankamentów, które jednak można wytłumaczyć i spojrzeć w ich kierunku z wyrozumiałością, co za moment wyjaśnię. Debiutantom daję lekkie fory, ponieważ rozumiem, iż dopiero rozwijają swój warsztat. A mocno liczy się idea, pomysł na fabułę, a później chęć na doskonalenie umiejętności, przyjmowanie konstruktywnej krytyki, czyli ciężka praca.

Stał w cieniu rzucanym przez powyginane drzewa. Kucnął, by lepiej przyjrzeć się śladom na leśnym poszyciu. Były to ogromne tropy należące do wielkiej, masywnej istoty. Na pewno stworzenie było ciężkie, ślady zdążyły już nabrać nieco wody z gruntu. Ale nie było ociężałe czy nieporadne. Wgłębienia były głębokie i tylko przednia część łapy była wyraźnie odciśnięta, co było dowodem na to, że stworzenie biegło, biorąc zaś pod uwagę rozstaw śladów, można było stwierdzić, że musiało poruszać się z gracją dzikiego kota. Tak, ten trop był nietypowy. 
Stwór przerażał go nie swoim ogromem i siłą, ale tym, że był inteligentny i sprytny. Wnioskował to ze sposoby, w jaki stwór przemierzał jego teren, tak aby nie dać się namierzyć — te ślady były jednymi z nielicznych, które znalazł — jednak było też coś bardziej sugestywnego, co świadczyło o przebiegłości stwora.

Na uznanie zasługuje przede wszystkim sama atmosfera. Niezwykle gęsta, duszna, wprawiająca czytelnika w poczucie bliżej nieuzasadnionego zagrożenia. Dlatego sądzę, że po tę powieść najlepiej sięgnąć wieczorem, aby jeszcze intensywniej przeżyć z bohaterami ich przygody. Całe multum magii, dziwnych potworów, odważnych ludzi, którzy są zmuszeni do dokonywania trudnych wyborów. Wiem, brzmi dość szablonowo, aczkolwiek momentami mam wrażenie, iż większość pisarzy fantasy wychodzi z podobnej osi akcji, ale później rozbudowuje ją wedle oryginalnych szczegółów. I te szczegóły są najistotniejsze, w nich tkwi sedno każdej fabuły. W przypadku „Polowania” właśnie one tworzą, opisywany przeze mnie wcześniej, charakterystyczny klimat.

Mamy do czynienia z dosyć opasłym tomem, a wydaje mi się, że całość można było uszczuplić o kilkadziesiąt kartek. Pewne fragmenty są do siebie podobne, choćby wielokrotne podkreślanie wyglądu zewnętrznego danych postaci. To ten zgrzyt, który średnio mi się spodobał, bo łapałam się na myśli, iż chyba powtarzam tę samą stronę, co wcześniej. A szkoda, mam nadzieję na poprawę w przypadku kolejnych części — spodziewam się całej serii. Kibicuję, warto tworzyć dalej, widać spory potencjał do wykorzystania w przyszłości.

Nasz główny bohater to w pewnym sensie krynica cnót wszelakich, mimo otoczki osoby chłodnej, odrobinę wyniosłej. Ale potrafi oszczędzać swoich wrogów, myśleć o innych, posiada głębokie życie wewnętrzne. Da się go lubić, aczkolwiek „tylko” lubić, ponieważ nie wzbudza większych emocji. O wiele ciekawiej prezentuje się Zenkeld. Cyniczny, kierujący się pobudkami wynikającymi z problemów powstałych w dzieciństwie, egoistyczny. Do szpiku kości niesympatyczny, lecz, wbrew rozsądkowi, z zainteresowaniem śledziłam jego wątek. Z racji tej „charakterności”, którą sobie bardzo cenię w literackich postaciach. Cóż, teraz musimy poczekać na następne części cyklu. Praktycznie wszystkie kwestie pozostały nierozwiązane, więc trzeba uzbroić się w cierpliwość, aby odkryć kolejne sekrety.

Kadrian nie był gotowy na śmierć, ale zaakceptował fakt, że ta jest już blisko. słychać było głośne pluski, gdy truposze zaczęli wtłaczać się do bajora, w którym tkwił Strażnik. 
Wtem poczuł zaciskający się mocny chwyt na swoich włosach i lewym naramienniku, a następnie szarpnięcie w górę. 
Łowca, zapierając się nogami o brzeg, zaczął go powoli wyciągać. Wody bagniska ustąpiły Zankeldowi, który przez lata życia w dziczy wyrobił w sobie niebywałą tężyzną fizyczną, ciało Strażnika uniosło się lekko. Kadrian miał wreszcie wolną jedną rękę. Chwycił kamień i złapał się z brzegu, podniósł się jeszcze bardziej, gdy Łowca cały czas go ciągnął, zapierając się nogami i coraz bardziej czerwieniejąc na  twarzy. 
Kadrian uwolnił drugą rękę. Tę, którą zaciskał na rękojeści miecza. Uniósł obie ponad wodę, tak że Łowca mógł je zobaczyć, ale nawet gdy ostrze skierowało się do góry, nie puścił Kadriana, który po chwili wbił miecz głęboko w ziemię tuż obok niego.

„Polowanie” powinno przypaść do gustu osobom, dopiero poznającym fantasy, jeszcze wdrażającym się w temat. Wówczas wady nie będą im aż tak przeszkadzać, bo domyślam się, że koneserzy gatunku mogą poczuć się lekko zawiedzeni. Niemniej jednak, warto dać Tomaszowi Kamińskiemu szansę. Czuć, iż pisanie sprawia mu sporą frajdę, ma głowę pełną pomysłów, toteż trzymam kciuki. Zdecydowanie sięgnę po nowe książki, zaciekawiona obserwacją warsztatu. I naprawdę cieszy mnie fakt promowania debiutantom, poszerzania naszego ojczystego rynku wydawniczego.


AUTOR • PIOTR KOŚCIELNY
TYTUŁ • „ZAGINIONA”
LICZBA STRON • 512
WYDAWNICTWO • INITIUM
ISBN • 978-83-66328-41-9

EGZEMPLARZ RECENZYJNY UDOSTĘPNIŁO WYDAWNICTWO INITIUM POLSKA — DZIĘKUJĘ!

1 komentarz: